Dzien zaczalem w Polnocnej Karolinie, 4 h jazdy od DC. Motel ktory w opiniach okazal sie straszny, az taki zly nie byl. Ba byl nawet niezly, tylko lokalizacja troche prowincjonalna. Nie bede sugerowal sie juz opiniami z booking.com
Szybkie sniadanie na stacji, bak do pelna (2,00$ za galon) i w droge. Poniewaz, moj sen nie trwal zbyt dlugo, droga dluzyla mi sie niemielosiernie, ale ostatecznie dotarlem. Byl to moj debiut jako kierowcy w Dc i musze przyznac, ze to jedno z bardziej zatloczonych miast jakie zwiedzilem w Stanach ( a byla sobota). Na szczescie dosyc szybko udalo mi sie znalezc ( darmowe, jupi!!!) miejsce do parkowania tuz obok monumentu.
Szybka przechadzka po "the mall" przypomniala mi jaki Waszyngton jest piekny. Uwazam, ze to najczystsze i najabrdziej estetyczne miasto w USA. Budynki sa piekne, odmowione, ulice czyste, a dookola az roi sie od instytucji rzadowych i ogromnych darmowych muzeow.
Wszystko to juz widzialem w 2008, ale byly dwa braki ktore postanowilem nadrobic, korzystajac z okazji.
ale kreatywnie rozwiazalem ten problem :-)
Siedem lat temu nie umialem znalezc fajnego miejsca do obejrzenia bialego domu, a dodatkowo, ochrona znacznie zwiekszyla strefy bezpieczenstwa. W tym roku bylem prawdziwym szczesciarzem. Najpierw udalo mi sie podejsc az pod ogrodzenie, od strony ogrodow prezydenckich, a nastepnie obchodzac caly kwartal ulic,mtrafioem na wejscie glowne. Widok niesamowity, ale juz po 10 minutach z blizej niewyjasnionych powodow secret service kazalo sie wycofac wszystkim turystom na drugi koniec ulicy. Na sczescie udalo mi sie zrobic zdjecie przed ta "operacja". Liczylem po cichu, ze prezydent za chwile wyjedzie z Bialego Domu ( flaga na budynku , mowi, ze jest on w srodku). Niestety nic takiego nie mialo miejsca, ku rozczarowaniu mojemu i setki turystow. Moglbym chodzic po tych pieknych ulicach Waszyngtonu godzinami, niestety wypelniony plan dnia, dal mi tylko probke uroku amerykanskiej stolicy. Uwazam, ze podczas pobytu na wschodnim wybrzezu TRZEBA odwiedzic to miejsce, i poswiecic mu conajmniej dwa dni ( 3 h jazdy od Manhattanu).
Moim kolejnym ounktem orogramu bylo spotkanie ze starym szefem ( w 2008 bylem ratownikiem), i przyjemna pogawedka , ze wspominaniem starych lat
Tutaj rowniez bardzo ograniczal nas czas, bo rozmowa po tylu latach byla bardzo ciekawa.
Po pozeganiu ruszylem 5 mil na poludnie, do Alexandrii, miejsca gdzie pracowalem i mieszkalem przez kilka miesiecy. Pojechalem na "swoj" basen ( zamkniety, jest juz po sezonie), odwiedzilem osiedle na ktorym mieszkalem, i z ofromnym sentymentem obserowalem te miejsca. Przez 7 lat ja zmienilem sie bardzo, a one wcale.
Drugim, duzym brakiem z 2008 bylo Air and Space museum. Generalnie, budynek znajduje sie tuz obok monumentu, i jest moim zdaniem najciekawszym muzeum w DC. Sa tam tysiace eksponatow zwiazanych z lotnictwem , kosmosem, i technologiamii. Marzenie kazdego duzego chlopca :)
Muzeum ma tez jednak swoj oddzial na lotnisku Dulles, 20 mil od centrum (podobno kursuje autobus), ale siedem lat temu nie udalo mi sie tam dotzrec.
Teraz musialem to nadrobic. I bylo warto.
W kilku ogromnych hangarach zgromadzono kilkadziesiat prawdziwych samolotow !!!Sa tam smiglowce bojowe, odrzutowce, samoloty z II wojny, cywilne maszyny z wszystkich okresow. Sa tez super ciekawe silniki ( przekrojone), stroje, przyrzady i wiele, wiele wiecej.
Muzeum slynie jednak z dwoch rzeczy. Pierwsza jest autentyczny, ostatni egzemplarz legendarnego Concorde !!!! Robi niesamowite wrazenie, nadal nie moge wyjsc z podziwu.
Druga atrakcja jest pawilon z tysiacami eksponatow zwiazanych z podbojem kosmosu. W centrum znajduje sie jednak gwiazda - prawdziwy, ostatni egzemplarz wahadlowca Discovery. Nigdy nie widzialem tak imponujacej rzeczy stworzonej przez czlowieka. To cudo na zywo, z odleglosci 2 m robi gigantyczne wrazenie.
To muzeum moglbym( podobnie jak Henrego Forda) zwiedzac godzinami, w kieszeni mialem jednak komorke, ktora przypominala mi jak szybko uplywa czas.
W planach mialem jeszcze szybka wizyte w 3 miastach i prawie 200 mil do pokonania.
Ze smutkiem ruszylem z tego miesca i skierowalem sie w kierunku slynnego Anapolis. Cudownego portowego miasteczka, ktore slynie glownie z bazy i szkoly marynarki wojennej. Miasto mialo niezwykly klimat, ale ogrom ludzi (to weekendowy cel mieszkancow okolicznych metropoli) , sprawil, ze po kilku chwilach musialem opuscic to miejsce
To chyab najwieksza wada mojej podrozy. Tak wiele pieknych miejsc moge tylko "zobaczyc", szybko przejechac, zrobic kilka zdjec. To zdecydowanie za malo, bo wiekszosc z tych miejsc warta jest conajmniej kilkugodzinnego spaceru. Ilosc atrakcji, ktora mozna tam znalezc, przewyzsza nie jedno europejskie miasto, amerykanie wyjatkowa uwage przykladaja do wyeksponowania centrow nawet najmniejszych miasteczek. Zawsze znajdziecie tam conajmniej kilka atrakcji turystycznych (czasem na sile, amerykanie sa mistrzami tworzenia muzeow wszystkiego), ale zawsze ciekawych. Do tego zadbane uliczki, i klimat unikalny dla kazdego.
Coz, sam sobie zgotowalem ten los. Wsiadlem w autko i pojechalem okrezna droga w kierunku Filadelfii. Okrezna, bo chcialem jeszcze przejechac Delawar, i jego stolice Dover. Tam jednak trafilem na festyn, i setki ludzi na zabytkowej uliczce, popijajacych piwko i tanczacych w rytm rockowej muzyki granej na zywo :) i znowu zal, ze nie moge troche sie zabawic z lokalna ludnoscia, tylko droga ciagle mnie wzywala.
Nawigacja ciagle przypominala mi godzine dotarcia do celu ( odpowiednio ja zwikeszajac po moich krtokich przystankach), a niedziela bedzie rowniez wyjatkowo intensywna.
Ok godziny 22, dostarlem do Filadelfii. Jak ju wiecie planowalem ja zwiedzic, ale msza papieza troche mi te plany pokrzyzowala. Postanowilem wiec, ze przejade przez centrum i zonacze kilka najwazniejszych zabytkow. I tutaj szok. Centrum zostalo calkowicie odciete od swiata. Policja, gwardia narodowa, wojsko. Wszytskie ulice prowadzace do centrum zamkniete, a spacer zajalby conajmniej godzine ( i kto wie przez jakie dzielnice musialbym spacerowac o 22 :) ). Tak wiec Filadelfie znam z objazdow, nocnej ( pieknej ) panoramy downtown, i starego portu.
Tak bylem troche rozczarowany, ale z drugiej strony poczulem ulge, ze za chwile znajde sie w motelu i zazyje regeneracyjnego snu. Wrazen na ten dzien wystarczylo na tygodniowa podroz, tym bardziej , ze bylem tego dnia w 7 (sic!) stanach. North Carolina, Virginia, DC, Maryland, Delawar, Pensylvania i New Jersey. Chyba lepiej nie moglbym rozdysponowac tego krotkiego czasu :)
A teraz pora spac bo jutro...the big apple i parkingowo logistyczne wyzwania :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz