http://www.youtube.com/watch?v=Nuyp8ChZAew

poniedziałek, 21 września 2015

Land of Amish :)

Wszystkie znaki na niebie i ziemi, wskazywaly, ze czeka mnie dzisiaj dzien spokojny,leniwy, dzien w ktorym moja najwieksza atrakcja bedzie mecz w barze i radosc z pokonywanych mil. Oj jak bardzo sie mylilem.

Zaczelo sie calkiem niewinnie, stosunkowo dlugi sen, kolejne niezbyt smaczne sniadanie kontynentalne, i w droge. Z pomoca przyszedl mi moj niesamowity przewodnik ( zainteresowanych odsylam do tegorocznego wpisu o ksiazkach o USA), kilka zdan o Ohio, i juz wiem co moge tutaj zobaczyc. Poniewaz Ohio slynie z rolnictwa, porzadku (stan ktorego przodkowie wywodza sie z Niemiec wiele wyjasnia) i amiszow. Podczas podrozy w 2011 spotkalem rodzine amiszow, ale byc w ich rodzimych stronach, to zupelnie cos innego. Uznalem, ze tej okazji nie moge przeoczyc.
Przewodnik twierdzil, ze ich "stolica" jest Berlin (malutkie miasteczko 20 mil od autostrady). Zanim tam sie udalem, znalazlem najblizszy sportowy bar, gdzie planowalem obejrzec mecz w fajnej atmosferze.
I tutaj wszystko sie zaczyna :
Trafiam do Millersburg, malego, typowego miasteczka amerykanskiego, gdzie wszyscy znaja wszystkich, a najwazniejsze miejsca zlokalizowane sa przy glownej drodze. 


Przyznam sie szczerze, za w Ameryce najbardziej lubie prowincje. Tylko tutaj mozecie zobaczyc naprawde rzadkie amerykanskie krazowniki szos. Tutaj zobaczycie charakterystyczne domy. Ludzie sa bardzo uprzejmi ale ostrozni, a z kazdego miejsca az epatuje patriotyzmem i przywiazaniem do USA. W Ohio, jest o tyle pieknie, ze wszystkie te male miejscowosci sa bardzo zadbane (chociaz nie zawsze bogate), i gdyby nie nowoczesne Fordy, chevrolety i dodge (ludzie tutaj nie gustuja w japonczykach czy hybrydach, jedyna wartosc stanowi amerykanski truck ), mozna by smialo powiedziec , ze cofnelismy sie w czasie. Uwielbiam ta atmosfere, i to wlasnie w takich miejscach mam najwieksza ochote nie wracac do Polski.


Dodatkowa atrakcja byla wizyta w lokalnym sklepie ze starociami, gdzie czulem sie jak w raju, moc kupic wszystkie te pamiatki z cudownej ameryki sprzed 70 lat. Co ciekawe mozna tam kupic nawet oryginalna farbe do Forda z 1940, czy proszek do pieczenia z 1950 :) szkoda, ze tak bardzo ogranicza mnie waga walizki, bo kupilbym doslownie wszystko.



Ta piekna acz krotka chwile, uprzyjemnila tez wyjatkowa przekaska w lokalnym barze (bylo pyyysznie) i atmosfera meczu, wygrana przez druzyne z Celeveland (50 mil na polnoc).



I przyszla wreszcie pora na wyjazd do Berlina. Wpatrzony w okoliczne uliczki z nadzieja wypatrywalem amiszow. I nawet udalo mi sie dostrzec pare kobiet w stodole w tradycyjnych strojach, lub meza z zona prowadzacych konny powoz, ale niestety zdjecia nie zdazylem zrobic.



 Sam Berlin , chociaz uroczy,rozczarowywal, bo zamiast lokalnej ludnosci, byly tu sklepy z pamiatkami czy rekodzielem ( zamkniete, bo niedziela dzien swiety). Z troche kwasna mina uznalem, ze chyba warto ruszac, bo moje szanse na spotaknie kogokolwiek w tej miejscowosci sa marne , a nie bede przeciez po domach chodzil i zapraszal ludzi do zdjecia. Przypadek sprawil jednak, ze zamiast najkrotszej drogi do autostrady , wybralem objazd przez malutkie wioski w kierunku miasteczka o nazwie Warsaw :)
Byl to kolejny , podczas tej podrozy, strzal w 10. Nawigacja poprowadzila mnie do "Warszawy" przez male lokalne drogi, poprzerywane co jakis czas wioskami i uroczymi wiejskimi domkami. Nie dosc, ze na drodze nie spotkalem zadnego samochodu, to mijaly mnie dziesiatki tradycyjnych powozow wypelnione amiszowymi rodzinami. Zastanawialem sie nawet czy ja bylem wieksza atrakcja dla nich czy oni dla mnie. W jednej chwili znalazlem sie w samym srodku tej niezwykle interesujacej spolecznosci. Tego nie odda zadne muzeum, ani turystyczny substytut. To trzeba przezyc. Bylem zachwycony egzotyka i pieknem tego miejsca. Tym bardziej, ze okolicznosci przyrody rowniez zapierały dech w piersiach. Warto zboczyc czasem z glownej drogi, i zdac sie na Tomtomowy instynkt nawigacyjny :)



Naszla mnie przy okazji bardzo ciekawa mysl. Zastanawiam sie czasem czy moje wycieczki samochodowe maja jakis sens? Amerykanie w momencie kiedy opowiadam im o ilosci pokonywanych mil, pukaja sie w czolo, i pytaja czy wiem, ze samoloty wynaleziono juz 100 lat temu. Polacy natomiast sa przerazeni, ze taka podroz mozna odbywac samotnie. Niepokojaca jest tez kwestia finansowa, bo taka samotna podroz ( we dwojke juz wszystkie koszty dziela sie na pol) jest w cenie 2 tygodni all incl na egzotycznej wyspie. Jadac kilka godzin dziennie, mam mnostwo czasu zeby analizowac te argumenty. Czase, jestem przerazony. Ale dzieki chwila takim jak ta, w ktorej przejezdzam przez malutkie wioski jak z obrazka, z mysla, ze jestem tutaj jedynym turysta, jedynym europejczykiem, a dla sporej czesci lokalsow jestem egzotyczny niczym eskimos na ksiezycu. To wlasnie takie chwile, sprawiaja, ze te wszystkie trudy i przeszkody przestaja istniec. To wlasnie dla takich chwil, te tysiace pokonanych mil, setki dolarow , i goraczkowe poszukiwania motei. Wiem, ze nie kazdy ma w sobie dusze podroznika, ale Ci ktorzy wiedza o czym mowie : nigdy nie porzucajcie planow i marzen, bo chwile takie jak ta sa wyjatkowe i na zawsze pozostana w waszych wspomnieniach.

I tym patetycznym zakonczeniem, koncze dzisiejsza, nieoczekiwanie emocjonujaca niedziele. Odmeldowuje sie z motelu w okolicy Charlotte, Polnocna Karolina. Do zobaczenia na trasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz