Zanim wyruszylem w swoja ostatnia trase (ok 100 km), postanowilem uciac sobie krotka pogawedke z wlascicielka hotelu. Zaintrygowala mnie wczorajsza informacja o kreceniu tam horroru. Tytul tego filmu to "Fog city" i nie gra tam nikt znany :) ale mam ogromnego pecha, bo za tydzien bedzie tam realizowana sesja dla playboya :(
Okazalo sie, ze w miejsce w ktorym nocowalem (40$), bylo bardzo popularnym kurortem, ze wzgledu na piekna plaze nieopodal. Dwa razy nie trzeba bylo mi tego powtarzac, kawa i w droge.
Rozkoszujac sie wschodzacym sloncem, moglem zaczac sie zastnawiac nad kolejnymi wyprawami i podsumowaniem tej. Wnioski, przedstawie jutro na lotniksu we Frankfurcie ( technicznie to chyba nawet czwartek :) ).
W tym nostalgicznym nastroju,mprzy dzwiekach country, pojechalem do Bostonu. Nie chcialem tego ostatnio mowic, zeby nie zapeszac, ale postanowilem dac szanse Harvardowi, i zaprezentowac sie podobnie jak Yale. Okazalo sie, ze takze i ta uczelnia organizuje bezplatne wycieczki, wiec znowu pierwsze kroki skierowalem do Cambridge. Poniewaz tym razem, planowalem spedzic pelny dzien w Bostonie, zabawa w 2 h parkomaty bylaby uciazliwa (ruch w Bostonie jest straszny, pomimo faktu, ze pod calym centrum, w tunelu poprowadzona jest 7 pasmowa autostrada). Udalo sie znalezc przyjemny parking, w okolicy stacji metra i Harvardu, praking za 18$. Szybki spacer i zaspisanie sie na zwiedzanie o 1pm. Korzystajac z chwili, postanowilem zjesc sniadanie w akademickiej atmosferze. I tak zaczela dzialac magia Cambridge, po raz kolejny.
Studenci i wykladowcy z calego swiata, piekne budynki, i atmosfera wielkiej uczelni, mocno mi sie udzielala. Mialem ochote siasc z innymi w jednym z wielu parkow i po prostu poczytac ksiazke. Niestety paln byl napiety i udalem sie na zwiedzanie uczelni. Pomraz kolejny oprowadzala nas mloda studentka. Niestety tym razem grupa i ilosc turystow byla znacznie wieksza. Tak Harvard ma swoj prestiz ( i cene, 54 tys $ za rok) ale to miejsce zdecydowanie mniej klimatyczne niz Yale. Chyba moja wymarzona uczelnia,mpozostanie wiec ta pierwsza.
Pewna przewaga Harvardu jest jednak obecnosc Bostonu, tuz za rzeka. Tak, przyszla pora na to piekne historyczne miasto. To raptem 4 min drogi metrem,mi juz znalazlem sie w pieknym srodmiesciu tego portowego miasta ( mila odmiana po gidzinnej przejazdzce z Bronxu).
Boston ma moim zdaniem jeden z najbardziej innowacyjnych pomyslow na turystyke. Smialo moge go nazwac najlepszym pomyslem jaki widzialem. Miasto przepelnione jest historycznymi budynkami i zwiazanymi z nia historia. Tzw "bostonska herbata", "bostonska masakra", czy poczatki walki o niepodleglosc, lub najstarszy czynny okret w marynarce amerykanskiej. Zabytkow jest mnostwo, i sa przepiekne. Co zrobily wladze miasta zeby uprzyjemnic zwiedzanie ? Wytyczyly tzw historyczny szlak, ktory ma 5 km dlugosci i nie pozwala ominac zadnej z najwiekszych atrakcji. Kazdy turysta otrzymuje bezplatna mapke ( lub troche bardziej rozbudowana za 3$), lub moze sie podlaczyc do grupy prowadzonej przez przebranych w stroje z epoki XVIIIw przewodnikow.
To ciekawe,male jeszcze nie innowacyjne. Zeby nie pogubic sie w centrum wypelnionym wiezowcami ( stanowia piekne tlo dla wspomnianych wczesniej zabytkow), cala trasa posiada tzw czerwona linie. Jest to wybrukowana czerwona kostka linia, ktora prowadzi was jak po sznurku przez chodniki i ulice przez cala 5 km trase. Genialne i proste rozwiazanie.
Pierwszy raz bylem pewny,ze nie przegapie niczego istotnego, i zamiast szukac ulic, moglem podziwiac otoczenie.Zanim jednak udalem sie w ta 3 milowa podroz przez historie, obowiazkowe zakupy w moim ukochanym Abercrombie :)
Spacer po historycznej sciezce jest niesmaowitym przezyciem. Boston swietnie pogodzil historie z nowoczesnoscia, budynki fajnie kontrastruja, a historia jest tutaj podkreslana na kazdym kroku. Dodatkowo miasto dba o to aby bylo czysto, schludnie i bezpiecznie (bostonska policja nalezy do czolowki krajowej). Trzeba jednak szczerze przyznac, ze to cale historyczne tlo, i wydarzenia, dotykaja bardziej amerykanow. My europejczycy mamy skromniejsza wiedze o walkach o niepodleglosc i nakwazniejszymi wydarzeniami z nimi zwiazanymi. Mimo to , podziwianie pieknych i starych budynkow, nadal stanowi wspaniala atrakcje.
Ciekawymi etapami wycieczki, jest odcinek prowadzacy przez wloska dzielnice (zdecydowanie lepsza niz, little Italy z Nowego Jorku), cmetarz miejski, i suchy dok w ktorym stoi uss constitution. Statek odbity z rak brytyjczykow podczas wojny o niepodleglosc, i nadal oficjalnie pelniacy sluzbe.Podroz konczy sie przy ogromnym monumencie, upamietniajacym ofiary tej wojny, z piekna panorama na miasto Boston, ktore jakims cuden tak bardzo sie oddalilo :)
Technicznie, bylem znowu po drogiej stronie rzeki. Zeby nie wracac do centrum i szukac metra, postawilem na kolejny spacer uliczkami Cambridge, z piekna panorama Bostonu po lewej.
I po raz kolejny atmosfera akademickiej dzielnicy zaczela mi sie udzielac. Tysiace mlodych i atrakcyjnych biegaczek, studenci dyskutujacy o nauce przy kawie, czy mniej wzniosle rozmowy w dziesiatkach parkow. Szybko mozna sie zarazic ta atmosfera, to cos zupelnie niespotykanego nigdzie indziej na swiecie. Zeby troche wydluzyc swoj pobyt w tym miejscu, odpuscilem urodzinowego steka z argentynskiej wolowiny, i postanowilem zjesc w jednej z setek studenckich knajpek. Tam od razu wdalem sie w konwersacje z jedna ze studentek, i sporo dowiedzialem sie o zyciu na Harvardzie.
Niestety byla juz wybitnie pozna godzina, a przede mna czekalo jeszcze wyzwanie dnia : spakowanie calego dobytku do dwoch walizek i nie przekroczenie sumy 32 kg darmowego bagazu w Lufthansie :)
Piszac te slowa, wiem, ze spakowac sie udalo (polecam sprawdzony system zawijania ubran w rulon), ale mam pewne obawy co do wagi :/ musialem tez pozbyc sie wielu "pamiatek", i teraz trzymajcie kciuki zeby sie udalo :)
Tym optymistycznym akcentem koncze moj ostatni dzien pobytu w USA. To chyba powoli staje sie tradycja, ze ten ostatni dzien musi obfitowac w mnostwo atrakcji i ponad ludzki wysilek ( przeszedlem dzis ok 20 km). Tym razem jednak jestem pewny,ze kazdy z pozostalych 14 dni w pelni wykorzystalem,mi chyba lepiej zrobic sie tego nie dalo. Ale na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas.
Musze teraz zlapac samolot :)
PS. Dziekuje wszystkim za zyczenia urodzinowe.