http://www.youtube.com/watch?v=Nuyp8ChZAew

środa, 30 września 2015

Boston time

Poranek w moim horrorowym motelu zaczal sie dosyc smutno. Tak to juz ostatni oelny dzien mojej wielkiej podrozy. To zdecydowanie najbardziej udana wyprawa, dlatego swiadomosc, ze wlasnie dobiegla konca jest podwojnie depresyjna. Na szczescie pogoda (wbrew prognozom) postanowila za wszelka cene poprawic mi humor. Sporo zrobily tez okolicznosci przyrody. Zapnijcie pasy, i wyruszcie ze mna na wspaniala wyprawe po Bostonie. 

Zanim wyruszylem w swoja ostatnia trase (ok 100 km), postanowilem uciac sobie krotka pogawedke z wlascicielka hotelu. Zaintrygowala mnie wczorajsza informacja o kreceniu tam horroru. Tytul tego filmu to "Fog city" i nie gra tam nikt znany :) ale mam ogromnego pecha, bo za tydzien bedzie tam realizowana sesja dla playboya :(
Okazalo sie, ze w miejsce w ktorym nocowalem (40$), bylo bardzo popularnym kurortem, ze wzgledu na piekna plaze nieopodal. Dwa razy nie trzeba bylo mi tego powtarzac, kawa i w droge.


Rozkoszujac sie wschodzacym sloncem, moglem zaczac sie zastnawiac nad kolejnymi wyprawami i podsumowaniem tej. Wnioski, przedstawie jutro na lotniksu we Frankfurcie ( technicznie to chyba nawet czwartek :) ).
W tym nostalgicznym nastroju,mprzy dzwiekach country, pojechalem do Bostonu. Nie chcialem tego ostatnio mowic, zeby nie zapeszac, ale postanowilem dac szanse Harvardowi, i zaprezentowac sie podobnie jak Yale. Okazalo sie, ze takze i ta uczelnia organizuje bezplatne wycieczki, wiec znowu pierwsze kroki skierowalem do Cambridge. Poniewaz tym razem, planowalem spedzic pelny dzien w Bostonie, zabawa w 2 h parkomaty bylaby uciazliwa (ruch w Bostonie jest straszny, pomimo faktu, ze pod calym centrum, w tunelu poprowadzona jest 7 pasmowa autostrada). Udalo sie znalezc przyjemny parking, w okolicy stacji metra i Harvardu, praking za 18$. Szybki spacer i zaspisanie sie na zwiedzanie o 1pm. Korzystajac z chwili, postanowilem zjesc sniadanie w akademickiej atmosferze. I tak zaczela dzialac magia Cambridge, po raz kolejny.

Studenci i wykladowcy z calego swiata, piekne budynki, i atmosfera wielkiej uczelni, mocno mi sie udzielala. Mialem ochote siasc z innymi w jednym z wielu parkow i po prostu poczytac ksiazke. Niestety paln byl napiety i udalem sie na zwiedzanie uczelni. Pomraz kolejny oprowadzala nas mloda studentka. Niestety tym razem grupa i ilosc turystow byla znacznie wieksza. Tak Harvard ma swoj prestiz ( i cene, 54 tys $ za rok) ale to miejsce zdecydowanie mniej klimatyczne niz Yale. Chyba moja wymarzona uczelnia,mpozostanie wiec ta pierwsza. 


Pewna przewaga Harvardu jest jednak obecnosc Bostonu, tuz za rzeka. Tak, przyszla pora na to piekne historyczne miasto. To raptem 4 min drogi metrem,mi juz znalazlem sie w pieknym srodmiesciu tego portowego miasta ( mila odmiana po gidzinnej przejazdzce z Bronxu). 
Boston ma moim zdaniem jeden z najbardziej innowacyjnych pomyslow na turystyke. Smialo moge go nazwac najlepszym pomyslem jaki widzialem. Miasto przepelnione jest historycznymi budynkami i zwiazanymi z nia historia. Tzw "bostonska herbata", "bostonska masakra", czy poczatki walki o niepodleglosc, lub najstarszy czynny okret w marynarce amerykanskiej. Zabytkow jest mnostwo, i sa przepiekne. Co zrobily wladze miasta zeby uprzyjemnic zwiedzanie ? Wytyczyly tzw historyczny szlak, ktory ma 5 km dlugosci i nie pozwala ominac zadnej z najwiekszych atrakcji. Kazdy turysta otrzymuje bezplatna mapke ( lub troche bardziej rozbudowana za 3$), lub moze sie podlaczyc do grupy prowadzonej przez przebranych w stroje z epoki XVIIIw przewodnikow.
To ciekawe,male jeszcze nie innowacyjne. Zeby nie pogubic sie w centrum wypelnionym wiezowcami ( stanowia piekne tlo dla wspomnianych wczesniej zabytkow), cala trasa posiada tzw czerwona linie. Jest to wybrukowana czerwona kostka linia, ktora prowadzi was jak po sznurku przez chodniki i ulice przez cala 5 km trase. Genialne i proste rozwiazanie.

Pierwszy raz bylem pewny,ze nie przegapie niczego istotnego, i zamiast szukac ulic, moglem podziwiac otoczenie.
Zanim jednak udalem sie w ta 3 milowa podroz przez historie, obowiazkowe zakupy w moim ukochanym Abercrombie :)
Spacer po historycznej sciezce jest niesmaowitym przezyciem. Boston swietnie pogodzil historie z nowoczesnoscia, budynki fajnie kontrastruja, a historia jest tutaj podkreslana na kazdym kroku. Dodatkowo miasto dba o to aby bylo czysto, schludnie i bezpiecznie (bostonska policja nalezy do czolowki krajowej). Trzeba jednak szczerze przyznac, ze to cale historyczne tlo, i wydarzenia, dotykaja bardziej amerykanow. My europejczycy mamy skromniejsza wiedze o walkach o niepodleglosc i nakwazniejszymi wydarzeniami z nimi zwiazanymi. Mimo to , podziwianie pieknych i starych budynkow, nadal stanowi wspaniala atrakcje.



Ciekawymi etapami wycieczki, jest odcinek prowadzacy przez wloska dzielnice (zdecydowanie lepsza niz, little Italy z Nowego Jorku), cmetarz miejski, i suchy dok w ktorym stoi uss constitution. Statek odbity z rak brytyjczykow podczas wojny o niepodleglosc, i nadal oficjalnie pelniacy sluzbe.

Podroz konczy sie przy ogromnym monumencie, upamietniajacym ofiary tej wojny, z piekna panorama na miasto Boston, ktore jakims cuden tak bardzo sie oddalilo :)

Technicznie, bylem znowu po drogiej stronie rzeki. Zeby nie wracac do centrum i szukac metra, postawilem na kolejny spacer uliczkami Cambridge, z piekna panorama Bostonu po lewej.

I po raz kolejny atmosfera akademickiej dzielnicy zaczela mi sie udzielac. Tysiace mlodych i atrakcyjnych biegaczek, studenci dyskutujacy o nauce przy kawie, czy mniej wzniosle rozmowy w dziesiatkach parkow. Szybko mozna sie zarazic ta atmosfera, to cos zupelnie niespotykanego nigdzie indziej na swiecie. Zeby troche wydluzyc swoj pobyt w tym miejscu, odpuscilem urodzinowego steka z argentynskiej wolowiny, i postanowilem zjesc w jednej z setek studenckich knajpek. Tam od razu wdalem sie w konwersacje z jedna ze studentek, i sporo dowiedzialem sie o zyciu na Harvardzie.

Niestety byla juz wybitnie pozna godzina, a przede mna czekalo jeszcze wyzwanie dnia : spakowanie calego dobytku do dwoch walizek i nie przekroczenie sumy 32 kg darmowego bagazu w Lufthansie :) 
Piszac te slowa, wiem, ze spakowac sie udalo (polecam sprawdzony system zawijania ubran w rulon), ale mam pewne obawy co do wagi :/ musialem tez pozbyc sie wielu "pamiatek", i teraz trzymajcie kciuki zeby sie udalo :)

Tym optymistycznym akcentem koncze moj ostatni dzien pobytu w USA. To chyba powoli staje sie tradycja, ze ten ostatni dzien musi obfitowac w mnostwo atrakcji i ponad ludzki wysilek ( przeszedlem dzis ok 20 km). Tym razem jednak jestem pewny,ze kazdy z pozostalych 14 dni w pelni wykorzystalem,mi chyba lepiej zrobic sie tego nie dalo. Ale na podsumowanie przyjdzie jeszcze czas.
Musze teraz zlapac samolot :)

PS. Dziekuje wszystkim za zyczenia urodzinowe.

wtorek, 29 września 2015

Easy day w moim wydaniu

Wlasnie, obiecalem sobie i wam, ze poniedzialek, chociaz nadal atrakcyjny bedzie spokojny. Czy tak bylo ? Nie za bardzo. A jak to sie stalo ? Juz opowiadam...

Zaczelo sie iscie sielankowo. Noc w najlepszym motelu podczas tej podrozy, to przy okazji najwygodniejsze lozko, i najpozniejsza mozliwa godzina wymeldowania (12.). Zaczalem dzien wiec bardzo leniwie. Chociaz sen nie byl dlugi, to dluzsza czesc poranka spedzilem w lozku a potem w wannie. Sniadanie kontynentalne nawet mi smakowalo

Ok godziny 11 postanowilem zakonczyc ta sielnake i ruszyc w przedostatni etap mojej podrozy. Zaplanowane mialem kilka atrakcji. Pierwsza z nich byla wizyta w salonie Dodge. Jak wiedza co poniektorzy moim marzeniem jest nowy Challanger. Postanowilem dowiedziec sie czegos wiecej o tym samochodzie, i o ewentualnych kosztach nabycia. Dostalem tez piekny folder w ktory na pewno bede sie niejednokrotnie wpatrywal z zachwytem.

Kolejnym punktem byly szybkie zakupy w Marshallu. Sklep bardzo specyficzny ( przypomina troche naszego tkmaxa, tylko z duza wiekszym i atrakcyjniejszym asortymentem). Wyprawa tam,mto takie troche poszukiwane skarbu. Ale przy pelnej walizce, uznalem, ze z takim limitem bedzie mi latwiej znalezc te najcenniejsze rzeczy. 

I tak lzejszy o 70$, pojechalem cos pozwiedzac. W planach byly 3 miejsca, niestety juz pierwszy przystanek wymknal sie troche spod kontroli.
Spalem, 10 km od miejscowosci New Haven. Pewnie wielu z was nigdy o tym miescie nie slyszalo,male na pewno slyszeliscie o Yale, najlepszym (Harvard nie podziela tej opinii) uniwersytecie w Stanach. Mial to byc krotki godzinny spacer po uniwersytecie ( na tyle oplacilem parkomat) ale sprawy potoczyly sie inaczej. Udalem sie najpierw po jakas mape kampusu, do informacji, zeby nie przegapic jakiegos waznego budynku ( a te robily ogromne wrazenie). Tam symaptyczny student zaznaczyl mi na mapie najciekawsze miejsca, ale zaproponowal rownoczesnie wycieczke z przewodnikiem ( studentka Yale) , ktora zaraz miala sie zaczac. Uznalem, ze to chyba najlepszy sposob aby dowiedziec sie czegos o uniwersytecie, ale nie spodziewalem sie, ze bedzie to az tak interesujace przezycie. Najpierw film promocyjny, wzorowany na amerykanskich musicalach. Trzeba przyznac amerykanom, ze takie wzniosle filmiki ( podobny byl w fabryce Forda w Detroit), sprawiaja, ze widz ma ochote rzucic wszystko i zostac studentem :)



Potem przyszla do nas usmiechnieta dziewczyna i zaprosila nas na wspolny spacer po kampusie.,podczasmtej przechadzki, opowiadala nam o najciekawszych miejscach, historii,,czy sposobu w jaki funkcjonuje ten prestizowy uniwersytet. Dodatkowa atrakcja byl fakt, ze rok akademicki trwa od miesiaca, wiec widzielismy dodatkowo studentow podczas codziennych zajec. Mielismy takze okazje wejsc do najwiekszej biblioteki ( maja tam biblie guttenberga), ktora robi oszalamiajace wrazenie. Cala wycieczka byla bardzo interesujaca, i chyba ciekawsza niz niejedno muzeum. Dodam jeszcze, ze byla darmowa i trwala nieco dluzej niz sie spodziewalem.
Potrenowalem wiec troche bieg do nieoplaconego parkomatu, na szczescie efektem spoznienia nie byla blokada ani mandat. Odetchnalem wiec z ulga, bo wiadomo jak to sie moze skonczyc


...i wbilem na GPS kolejna miejscowosc - Mystic. 
To propozycja mojego niezawodnego przewodnika, male (4 tys mieszkancow) portowe miasteczko o bardzo dlugiej tradycji okretowej. To tam znajduje sie najdluzej dzialajacy ( juz nie) statek wielorybniczy w USA. Niestety aby w pelni go zobaczyc, oraz stare zabudowania portowe sprzed prawie 400 lat , nalezy zaplacic 23$ kolejna przeszkoda okazal sie fakt, ze muzeum jest czynne do 17, a byla godzina 16 45. Z lekkim zalem (a moze i ulga, bo kto wie, ile czasu spedzilbym w tym muzeum), postanowilem przejsc sie troche po tym miasteczku. To kolejne z wielu, pieknych ,sielankowych, miejsc zbudowanych na bazie jednej glownej ulicy, z uroczymi domkami, ktore w zasadzie kazde nadaje sie do pieknej fotografii. Przyznam, ze te miasteczka podczas calej podrozy po Stanach urzekaja mnie najbradziej.

Po Mystic, kierowalem sie nadal na wschod ( moj dzisiejszy motel, znajduje sie nawet bardziej na wschod niz Boston). Ale zeby uprzyjemnic sobie droge, postanowilem posluchac rady z jednej piosenki i "i took a back road".
Teraz moze mala dygresja.
W ktoryms z odcinkow opowiadalem jak najlepiej podrozowac po Stanach. Naturalna sciezka komunikacji ( wskazuje je GPS) sa tzw interstate (czyli nasze autostrady). Super wygodne,szerokie, z mala liczba ograniczen predkosci, i plynnym szybkim ruchem. To na interstate, najwygodniej wlaczyc tempomat, zdjac buty, i zajac sie mysleniem. Praktycznie nic sie tam nie dzieje. Podczas moich podrozy, zjezdzam czasem na mniejsze drogi ( np route 66), ale dzis stwierdzilem, ze popelniam ogromny blad. Podczas tegorocznej wyprawy, prawie 30% czasu spedzilem na bocznych trasach, i byly to zazwyczaj momenty zapierajace dech w piersiach. Malowniczy odcinek trasy nr 1 wzdluz pieknego wybrzeza Maine, droga wiodaca przez wioski Amiszow, droga po bagnach Florydy, czy wreszcie dzisiejsza,mchyba najladniejsza droga wzdluz Atlantyku. Ale widoki tutaj tomnie wszytsko. To przy tych drogach znajdziecie setki sklepikow ze starociami, klimatyczne miejscowosci, zabytkowe amerykanskie auta, czy potwornie wielkie pickupy. To tutaj zobaczycie jak wygladala ameryka lat 60, i jak wyglada prawdziwa prowincja. Piekne domki, z flagami na gankach, sklepy gdzie kazdy zna kazdego, czy watpliwe atrakcje w postaci muzeum wszystkiego. Tak jak wspominalem, dzisiaj poruszalem sie glownie po drodze nr 1 ( ta sama co w Maine czy na Florydzie) a dokladnie jej odnoga 1A. Sama trasa zostala specjalnie oznaczona jako widokowo,mi musze przyznac,mze to malo powiedziane. Najbardziej stylowe domy, cisza , spokoj, zachod slonca, i Ocean atlantycki poszarpany dziesiatkami zatoczek. Tego nie da sie opisac. Mam nadzieje, ze zdjecia robione podczas jazdy oddadza chcoiaz troche charakter tej bajki.
Gdy tak zrelaksowany, zamyslony i podziwiajacy pocztowkowe widoki dotarlem do jednej z miejscowosci, uswiadomilem sobie, ze wlasnie zachodzi slonce, a ja mam ostatnia okazje zobaczyc Ocean. Zatrzymalem sie tuz przy plazy, i okazalo sie, ze jest to mekka lokalnych surferow. Co prawda temperatury byly bardziej Baltyckie niz Hawajskie, ale fake byly faktycznie idealne do lapania. Siedzialem sobie wiec na brzegu i podziwialem surfurow o zachodzie slonca, gdy nagle naszla mnie mysl na cos szalonego. Skoro surferzy moga sie kompac, czemu ja mam sobie odmowic tej przyjemnosci. Zrezta ile razy ma sie w zyciu okazje zeby pobawic sie z takimi falami o zmroku :)
Troche to szalone, ale na tym polega urok mojej wyprawy.

Wybaczcie jakosc,male bylo juz naprawde ciemno :)
Po tej spontanicznej zabawie przyszla kolej na ostatni punkt dzisiejszego ( zrobilo sie calkiem ciekawie, prawda?) dnia, wizyta w Newport. Newport, to kolejne miasto portowe ( jak sama nazwa wskazuje). Miasto ktore wzbogacilo sie na kupcach przyplywajacych do portu z tysiacami roznych towarow. Fajnie charakter tego miejsca oddaje starowka, na ktorej znalezc mozemy stare puby i karczmynz kuchnia calego swiata. Jest co prawda dosyc drogo, ale zawsze znajdzie sie miejsce, gdzie zmiescimy sie w budzecie. 

Moj wybor byl uzalezniony od TV, gdyz dzis toczyl sie mecz NFL ( ostatni ktory mam okazje zobaczyc tu na zywo), i trafilem na takie cudo.


Jak cudownie plynal mi czas przy pysznym burgerze i szklance Bud Lighta, niestety, musialem pedzic dalej, bo czekal przedostatni juz motel.
Tutaj ciekawostka, bo to jedyne miejsce podczas wszystkich moich podrozy,mgdzie recepcja nie byla calodobowa :) musialem obudzic telefonem wlascicelke i wytlumaczyc sie czemu jestem tak pozno :) pani na szczescie okazala sie wyrozumiala i nawet poinformowala mnie, ze na terenie motelu 80% pokoi wynajetych jest przez grupe filmowcow z Hollywood , ktorzy kreca tutaj...horror :)
No coz, motelik jest faktycznie klimatyczny, ale zeby horror :)

I ta ciekawostka pora konczyc i dac filmowcom pracowac w spokoju :) jutro czeka na mnie Boston, i jego atrakcje. Mam nadzieje, ze dzien bedzie rownie ciekawy jak kazdy podczas tej wyprawy. 

poniedziałek, 28 września 2015

Big Apple ...

Ostatni odcinek zakonczylem mysla, ze czeka mnie dzis wyzwanie logistyczne. Juz spiesze z wyjasnieniami o co mi chodzilo.
Typowe zwiedzanie miasta przebiega w dosyc charakterystyczny sposob. Wybieram sobie z przewodnika jakas przecznice w centrum, na ktorej jest atrakcja turystyczna, i tak na 2 mile przed nia rozgladam sie za miejscem do parkowania. Zazwyczaj szukam publicznych parkingow ( sa tansze) lub po prostu parkomatow. Nowy Jork to jednak wyzsza szkola jazdy. Parkingi publiczne na Manhatannie moga kosztowac nawet 100$ za dzien, miejsc z parkomatami jest malo i sa szybko zajete, a wszystkie wolne, sa podejrzane (przepisy zakazujace parkowania sa surowe, a firmy holujace dzialaja wyjatkowo sprawnie). 
W zwiazku ze zmiana planow i niedzielna wizyta w NYC poczulem lekka ulge, mam szanse na darmowe parkowanie. Podszedlem do problemu po europejsku, znajde parking typu Park&ride i wsiade w pociag lub metro, i w ten sposob szybko, bezpiecznie i tanio znajde sie w centrum wszechswiata. Plan mial tylko jedna wade, zeby znalezc odpowiedni parking , musialem porzadnie poszukac go w internecie. Jak na zlosc, ostatnimi dniami albo internet byl kiepski, nie bylo go wcale, lub przyjezdzalem do motelu i jedyne o czym myslalem to lozko. Na ostatnia chwile udalo mi sie znalezc tylko kilka P&R , i to w pewnej odleglosci od celu. Coz, show must go on, nadeszla niedziela ...

Z motelu do celu dzielilo mnie 30 mil i jakas godzina jazdy. Pierwsze zaskoczenie, to nawet nie najwiekszy ruch. Byla godzina 11 a az do mostu jechalo sie plynnie i szybko. No wlasnie mostu. Poniewaz najciekawsza czesc Nowego Jorku znajduje sie na wyspie, to mozna do niej dotrzec jednym ze slynnych mostow, lub tunelem. Wszystkie sposoby sa platne, i jak sie okazalo sporo. Za przejazd mostem Waszyngtona zaplacilem 14$, pozostale sa w podobnej cenie.
Trzeba byc wiec bardzo uwaznym, zeby nie pomylic drogi i nie wyjechac z Manhattanu ( powrot jest bezplatny). Po dotarciu do mojego P&R, okazalo sie, ze okolica nie wyglada najciekawiej. Ba, mysl, ze moglbym tam wracac w nocy, do samotnie stojacej Sonaty ( a to optymistyczny wariant, ze tam bedzie) wydawala sie conajmniej straszna. Na stacji kolejowej okazalo sie , ze za bilet kolejowy z karta na metro, zaplace 41 $ !!! To juz przewazylo szale. Wrocielm do samochodu, ustawilem na nawigacji Time Square i ryszylem :)
Postanowilem, ze tym razem zaczne sie rozgladac za miejscem nieco wczesniej. I tak dotarlem, do Bronxu. Zeby nie ulegac stereotypom, postanowilem poszukac tez i tam. I nagle bylo. Ladny parking, kilka wolnych miejsc, opodal zoo, i co najwazniejsze stacja metra. Dobra, przeciez caly Bronx nie moze byc tak straszny.
Ulice nie byly najgorsze, ot zwykla , troche biedniejsza dzielnica USA, nic niezwyklego, bo bywalem w gorszych miejscach. Problem pojawil sie jednak w metrze (5$ w obie strony). Przez polowe ( trwajacej prawie godzine) trasy bylem jedynym bialym pasazerem kolejki. 

Troche to przerazajace, zwazywszy na fakt, ze Ci pozostalo pasazerowie nie wygladali na specjalnie majetnych i otwartych na turystow :) startegicznie zajalem miejsce blisko guzika "help" i w tej ciezkiej atmosferze obserowalem ile stacji dzieli mnie jeszcze od central parku. Oczywiscie jak tylko kolejka minela Bronx i znalazla sie na Manhattanie kolejke wypelnili turysci, i zrobilo sie bardziej bezpiecznie. Z ta wiedza postanowilem, ze dobrze byloby wrocic za dnia, tym bardziej, ze auto tez stoi samo na bronxie (brzmi to strasznie :) ).
Na szczescie, w okolicach gornego Manhattanu okazalo sie, ze o miejsce parkingowe jest bardzo trudno. Usmiechniety, i zadowolony ze swojej odwaznej decyzji pomaszerowalem na poludnie. 
Plan byl prosty i bardzo ambitny. Przejsc caly manhatan, od polowy cental parku , az do WTC. 
Trudno w slowach opowiedziec o tym miescie. Na szczescie jak nie musze, bo w mysl zasady, ze nie bede opowiadal o miejscach w ktorych bylem w 2008 roku, opowiem wam tylko co widzialem w tym czasie :)
Dodam tylko, ze 7 lat temu spedzilem tu 3 pelne dni ( tylko na manhattanie) i nadal nie "zwiedzilem" nawet wyspy. Tutaj mozna sie wybrac na tydzien, i codziennie odkrywac tylko nowe miejsca. To miasto jest gigantyczne, a dzieje sie tu tyle, ze tylko z zalem musicie wybierac co tracicie. Ale uwaga, Nowy Jork jest specyficzny, on w zadnym stopniu nie oddaje ameryki ktora widzialem wczesniej. To super ciekawe miasto, ale oceniac Stany przez pryzmat NYC, to jak oceniac muzyka po wygladzie.
Ale do rzeczy. 

Wlasciwe zwiedzanie miasta zaczalem jak tylko wyszedlem z parku (kocham to miejsce). Od razu postanowilem sprawdzic czy uda mi sie zrealizowac jeden z glownych punktow podrozy USA road trip 2015. I wiecie co ? Udalo sie , ku mojemu zaskoczeniu. Zdjecie ponizej wszystko wam wyjasni.
Sam zakup, tez byl ciekawy. Byl to najwiekszy i najbardziej znany sklep Apple, a w nim, 2 dni po premierze setki chetnych :) kolejka do kupna to jakas godzina ( jakze cenna podczas mojego tripu) a w okol wszystkie jezyki swiata , i dajece sie odczuc podniecenie :) a co najciekawsze, tutaj, kilkanascie metrow pod ziemia, mialem najlepszy internet wifi w calych Stanach. Bedac w Nowym Jorku i potrzebujac pilnie internetu, idzcie po prostu do sklepu z Jabluszkiem na 5th Ave.

Uradowany poszedlem poszukac doznac mistycznych wprost do katedry w ktorej 2 dni wczesniej msze prowadzil papiez. Katedra zostala bardzo gruntownie zmodernizowana i odnowiona , i obecnie stanowi najladniejszy kosciol w jakim bylem. A w kilku bylem.

Manhattan byl zawsze bardzo bezpiecznym miejscem, tutaj az roi sie od policji. Ale cos mi nie pasowalo, bylo jej zdecydowanie za duzo, i jeszcze zaczeli zamykac przejsca dla pieszych i odgradzac ulice. Wiedzialem, ze dzis jest szczyt ONZ , ale w 2008 roku tez trafilem na ten sam szczyt ( nawet widzialem Sarkozego), i nikt ulic nie grodzil, nawet pod siedziba na dolnym manhattanie. Bardzo symaptyczna nowojorksa policja wyjasnila mi , ze faktycznie odbywa sie szczyt, nawet widzialem kilku vipow w czarnych kolumnach limuzyn, ale ulice zamykaja dla Baracka :) i tutaj pojawil sie dylemat.
Godzina przejazdu pana prezydenta byla znana orientacyjnie ( 4h ), a ja moglem albo zrobic zdjecie prezydenckiego cadillacka, albo zwiedzac dalej NYC. Wybralem ta druga opcje, ale z pewnym zalem (pozniej okazalo sie , ze minalem sie jeszcze z prezydentem Francji, ktory kilka minut przede mna odwiedzal piknik poswiecony Francji na Time Square). Jesli dodacie do tego wczorajszy koncert w cental parku ( gralo kilkanascie gwiazd pokroju Beyonce, z nia wlacznie, za darmo) lub kilka targow staroci, malych koncertow, przedstawien i pokazy konne, ktore odbywaly sie w niedziele, ma sie uczucie , ze ciagle cos Cie omija. Takie uroki metropolii. Zreszta sama wizyta na Time Square, tez jest lekko zawrotna.
Bylem tam juz 4 raz, a ciegle nie moge "ogarnac" tego miejsca. Tam sie tyle dzieje, ze chyba tydzien pobytu w NYC mozna w calosci przeznaczyc na to skrzyzowanie :)
Ja nie wzruszony ruszylem dalej, bo slonce powoli zaczelo sie znizac,a ja mialem jeszcze dwa braki z 2008 do nadrobienia. 
Jednym z nich jest ten oto Flatrion building.

Tzw "zelazko" ominalem, gdyz 7 lat temu po dwoch dniach spacerow po gornym manhattanie postawnoiwlem podejachac na dolny metrem, i opusciclem kilka przecznic. Nawet nie wiedzialem co mnie ominelo. Tuz za tym pieknym budynkiem zaczyna sie bardzo ciekawa czesc Nowego Jorku. Budynki sa zdecydowanie nizsze, mieszkalne. A na znacznie mniejszych uliczkach znajdziecie setki malych kanjpek, i parkow, w ktorych nowojorczycy na chwile spowalniaja i oddaja sie kupkowi kawy lub wykwintnej francuskiej kuchni. Klimat tego miejsca, nie pasuje do ogromnej metropolii, ale jednak czyni ja znacznie ciekawsza. Kolejny dobry przyklad na to, ze nalezy omijac metro, podobnie jak samoloty, bo tyle Cie mija. Dla niewprawionych w 15 km spacerach proponuje wynajac piekny citibike :)
I znowu po kilkunastu przecznicach wkraczamy nagle do innego swiata. Poludniowa czesc dolnego manhattanu satnowi piekna i imponujaca dzielnica biznesowa. To tam znajdziecie wall street, biurowce i finansowa stolice swiata. A w jego samym srodku stoi on


Drugi wielki nieobecny z 2008 roku ( wtedy w planach). WTC tower one. 104 pietra (chyba), i miano najwyzszego budynku w Stanach. Jest to godny nastepca slynnych blizniaczych wiez ( druga w budowie), a co najlepsze , oddany raptem kilka miesiecy temu. Pomimo wysokiej ceny ( ale wjazdy na takie wiezowca zawsze kosztuja za duzo) 30 $, postanowilem spelnic swoje male marzenie i zobaczyc NYC z lotu ptaka. Tym bardziej, ze przede mna zrobilo to nie tak wiele osob. Widok, oraz caly program wycieczki jest wyjatkowy. Slowa ani zdjecia tego nie oddadza. Niestety.


Panorama jest oszalamiajaca, a ja mialem okazje zobaczyc ja zarowno za dnia , jak i w nocy. 
Jeszcze wracajac na "dol" kilka slow o starych WTC. W ich miejscu zbudowano basen. No wlasnie, to wiedzialem z wiadomosci, ale ten " basen" ma obwod wielkosci starych wiez, i gigantyczna glebokosc. No i sa dwa takie baseny. Wrazenie, nie do opisania. Amerykanie sa mistrzami tworzenia pomnikow , ale tutaj przeszli sami siebie. Dodatkowo muzeum WTC2001, ktore zwiedzilem 7 lat temu, przeniesiono do imponujacego budynku. Niestety plan zagospodarowania miejsca po blizniaczych wiezach wciaz trwa. Dookola mnostwo dzwigow, i plotow oddzielajacych teren budowy. Teraz po 7 latach widze, ze to bedzie piekne miejsce pamieci i nowoczesnosci, juz teraz warto je odwiedzic.

Wspomnialem wczesniej, ze na WTC ( nie planowalem tam wjezdzac, bo spodziewalem sie znacznie wyzszej ceny) zastal mnie wieczor. Oczywiscie wciaz pamietalem o podrozy powrotnej, ktora pewnie przyniesie mi znacznie wiecej adrenaliny :) po pierwsze noc, sie rzadzi swoimi prawami, a po drugie w kieszeni mialem nowego iphona :) 
Znowu strategicznie ustawilem sie blisko "motorniczego" i guzika help, ale przejazd manhattanem byl sielanka z wagonem pelnym tursytow. Ale wyobrazcie sobie, ze metro zostalo zatrzymane przed Time Square, bo ktos pobil sie w jednym z wagonow . Nie wrozylo to dobrze, tym bardziej, ze pasazerowie, to byli jeszcze w wiekszosci turysci i biali mieszkancy manhattanu :)
I znowu tradycyjnie po opuszczeniu wyspy, zostalem jedynym bialym w wagoniku :) powiem wam, ze to byla najdluzsza podroz metrem w moim zyciu :) z happy enedem na szczescie. Potem szybki (bardzo szybki) spacer na parking ( w tle syreny policyjne) i gleboka ulga na widok Sonaty z wszystkimi szybami :) wyjatkowo szybko opuscilem Bronx, i mialem na jego rogatkach swoj pierwszy kontakt z policja. Blokada na drodze kazala mi sie zatrzymac a policjant po oslepieniu latarka powiedzial : "that car seems to be rental. You're good to go" ( stwierdzil , ze auto jest wypozyczone), i tylko katem oka na poboczu dojrzalem 4 skutych afromaerykanow, ktorzy chyba w inny sposob "wypozyczyli dodge" :)

I tutaj dochodzimy do bardzo ciekawgo punktu mojej podrozy. Koniec z setkami pokonywanych mil dziennie. Znajduje sie wlasnie 2-3 h jazdy od Bostonu, na dojechanie do ktorego mam 3 dni. Jakie to piekne uczucie, gdy po meczacym dniu GPS podpowiada mi , ze do motelu mam 40 mil a nie 400 :) motel tez wybralem sobie specjalnie posrodku niczego ( nie musze juz miec dobrej pozycjo do porannego zwiedzania) i w ten sposob za 60 $ mam prawdziwy piekny apartament, z szybkim internetem, bezpieczna okolica, krytym basenem, i doba do 12 :) 
Postaram sie jednak, zebyscie do konca mojej podrozy mieli o czym czytac, i na jutro zaplanowalem kilka atrakcji. Oczywiscie we wyorek bede tez zwiedzal Boston, ktory jest jednym z ladniejszych miast USA. Do uslyszenia moi wierni czytelnicy :)



niedziela, 27 września 2015

Powrot do przeszlosci...

Zastanawialem sie wczoraj, czy opisywac wam dokladnie miejsca ktore juz zwiedzilem w 2008r, a teraz tylko robie sentymentalna podroz po tych miejscach. Sa nimi Waszyngton i Nowy Jork. Oba miasta bardzo dokladnie zwiedzilem podczas pobytu w Stanach w 2008 roku, i miglem im poswiecic baaardzo duzo czasu. Poniewaz jednak sa to "legendy" postanowilem zatrzymac sie ma chwile w obu z nich. Dzis byl to Waszyngton DC, ale opowiem tylko o tym co przezylem, bo czas mnie wyjatkowo goni podczas tego weeekendu, i trudno mi wygospodarowac nawet kwadrans, zeby nie stracic ktorej z atrakcji, ale po kolei...

Dzien zaczalem w Polnocnej Karolinie, 4 h jazdy od DC. Motel ktory w opiniach okazal sie straszny, az taki zly nie byl. Ba byl nawet niezly, tylko lokalizacja troche prowincjonalna. Nie bede sugerowal sie juz opiniami z booking.com
Szybkie sniadanie na stacji, bak do pelna (2,00$ za galon) i w droge. Poniewaz, moj sen nie trwal zbyt dlugo, droga dluzyla mi sie niemielosiernie, ale ostatecznie dotarlem. Byl to moj debiut jako kierowcy w Dc i musze przyznac, ze to jedno z bardziej zatloczonych miast jakie zwiedzilem w Stanach ( a byla sobota). Na szczescie dosyc szybko udalo mi sie znalezc ( darmowe, jupi!!!) miejsce do parkowania tuz obok monumentu.


Szybka przechadzka po "the mall" przypomniala mi jaki Waszyngton jest piekny. Uwazam, ze to najczystsze i najabrdziej estetyczne miasto w USA. Budynki sa piekne, odmowione, ulice czyste, a dookola az roi sie od instytucji rzadowych i ogromnych darmowych muzeow. 


Wszystko to juz widzialem w 2008, ale byly dwa braki ktore postanowilem nadrobic, korzystajac z okazji.

Bialy dom jest jedna z tych atrakcji. Nie udalo mi sie co prawda dostac do srodka
ale kreatywnie rozwiazalem ten problem :-)

Siedem lat temu nie umialem znalezc fajnego miejsca do obejrzenia bialego domu, a dodatkowo, ochrona znacznie zwiekszyla strefy bezpieczenstwa. W tym roku bylem prawdziwym szczesciarzem. Najpierw udalo mi sie podejsc az pod ogrodzenie, od strony ogrodow prezydenckich, a nastepnie obchodzac caly kwartal ulic,mtrafioem na wejscie glowne. Widok niesamowity, ale juz po 10 minutach z blizej niewyjasnionych powodow secret service kazalo sie wycofac wszystkim turystom na drugi koniec ulicy. Na sczescie udalo mi sie zrobic zdjecie przed ta "operacja". Liczylem po cichu, ze prezydent za chwile wyjedzie z Bialego Domu ( flaga na budynku , mowi, ze jest on w srodku). Niestety nic takiego nie mialo miejsca, ku rozczarowaniu mojemu i setki turystow. Moglbym chodzic po tych pieknych ulicach Waszyngtonu godzinami, niestety wypelniony plan dnia, dal mi tylko probke uroku amerykanskiej stolicy. Uwazam, ze podczas pobytu na wschodnim wybrzezu TRZEBA odwiedzic to miejsce, i poswiecic mu conajmniej dwa dni ( 3 h jazdy od Manhattanu). 

Moim kolejnym ounktem orogramu bylo spotkanie ze starym szefem ( w 2008 bylem ratownikiem), i przyjemna pogawedka , ze wspominaniem starych lat


Tutaj rowniez bardzo ograniczal nas czas, bo rozmowa po tylu latach byla bardzo ciekawa.
Po pozeganiu ruszylem 5 mil na poludnie, do Alexandrii, miejsca gdzie pracowalem i mieszkalem przez kilka miesiecy. Pojechalem na "swoj" basen ( zamkniety, jest juz po sezonie), odwiedzilem osiedle na ktorym mieszkalem, i z ofromnym sentymentem obserowalem te miejsca. Przez 7 lat ja zmienilem sie bardzo, a one wcale. 

Drugim, duzym brakiem z 2008 bylo Air and Space museum. Generalnie, budynek znajduje sie tuz obok monumentu, i jest moim zdaniem najciekawszym muzeum w DC. Sa tam tysiace eksponatow zwiazanych z lotnictwem , kosmosem, i technologiamii. Marzenie kazdego duzego chlopca :)
Muzeum ma tez jednak swoj oddzial na lotnisku Dulles, 20 mil od centrum (podobno kursuje autobus), ale siedem lat temu nie udalo mi sie tam dotzrec.
Teraz musialem to nadrobic. I bylo warto. 

W kilku ogromnych hangarach zgromadzono kilkadziesiat prawdziwych samolotow !!!
Sa tam smiglowce bojowe, odrzutowce, samoloty z II wojny, cywilne maszyny z wszystkich okresow. Sa tez super ciekawe silniki ( przekrojone), stroje, przyrzady i wiele, wiele wiecej.
Muzeum slynie jednak z dwoch rzeczy. Pierwsza jest autentyczny, ostatni egzemplarz legendarnego Concorde !!!! Robi niesamowite wrazenie, nadal nie moge wyjsc z podziwu.
Druga atrakcja jest pawilon z tysiacami eksponatow zwiazanych z podbojem kosmosu. W centrum znajduje sie jednak gwiazda - prawdziwy, ostatni egzemplarz wahadlowca Discovery. Nigdy nie widzialem tak imponujacej rzeczy stworzonej przez czlowieka. To cudo na zywo, z odleglosci 2 m robi gigantyczne wrazenie.

To muzeum moglbym( podobnie jak Henrego Forda) zwiedzac godzinami, w kieszeni mialem jednak komorke, ktora przypominala mi jak szybko uplywa czas.
W planach mialem jeszcze szybka wizyte w 3 miastach i prawie 200 mil do pokonania.
Ze smutkiem ruszylem z tego miesca i skierowalem sie w kierunku slynnego Anapolis. Cudownego portowego miasteczka, ktore slynie glownie z bazy i szkoly marynarki wojennej. Miasto mialo niezwykly klimat, ale ogrom ludzi (to weekendowy cel mieszkancow okolicznych metropoli) , sprawil, ze po kilku chwilach musialem opuscic to miejsce

To chyab najwieksza wada mojej podrozy. Tak wiele pieknych miejsc moge tylko "zobaczyc", szybko przejechac, zrobic kilka zdjec. To zdecydowanie za malo, bo wiekszosc z tych miejsc warta jest conajmniej kilkugodzinnego spaceru. Ilosc atrakcji, ktora mozna tam znalezc, przewyzsza nie jedno europejskie miasto, amerykanie wyjatkowa uwage przykladaja do wyeksponowania centrow nawet najmniejszych miasteczek. Zawsze znajdziecie tam conajmniej kilka atrakcji turystycznych (czasem na sile, amerykanie sa mistrzami tworzenia muzeow wszystkiego), ale zawsze ciekawych. Do tego zadbane uliczki, i klimat unikalny dla kazdego.
Coz, sam sobie zgotowalem ten los. Wsiadlem w autko i pojechalem okrezna droga w kierunku Filadelfii. Okrezna, bo chcialem jeszcze przejechac Delawar, i jego stolice Dover. Tam jednak trafilem na festyn, i setki ludzi na zabytkowej uliczce, popijajacych piwko i tanczacych w rytm rockowej muzyki granej na zywo :) i znowu zal, ze nie moge troche sie zabawic z lokalna ludnoscia, tylko droga ciagle mnie wzywala. 
Nawigacja ciagle przypominala mi godzine dotarcia do celu ( odpowiednio ja zwikeszajac po moich krtokich przystankach), a niedziela bedzie rowniez wyjatkowo intensywna. 
Ok godziny 22, dostarlem do Filadelfii. Jak ju wiecie planowalem ja zwiedzic, ale msza papieza troche mi te plany pokrzyzowala. Postanowilem wiec, ze przejade przez centrum i zonacze kilka najwazniejszych zabytkow. I tutaj szok. Centrum zostalo calkowicie odciete od swiata. Policja, gwardia narodowa, wojsko. Wszytskie ulice prowadzace do centrum zamkniete, a spacer zajalby conajmniej godzine ( i kto wie przez jakie dzielnice musialbym spacerowac o 22 :) ). Tak wiec Filadelfie znam z objazdow, nocnej ( pieknej ) panoramy downtown, i starego portu. 
Tak bylem troche rozczarowany, ale z drugiej strony poczulem ulge, ze za chwile znajde sie w motelu i zazyje regeneracyjnego snu. Wrazen na ten dzien wystarczylo na tygodniowa podroz, tym bardziej , ze bylem tego dnia w 7 (sic!) stanach. North Carolina, Virginia, DC, Maryland, Delawar, Pensylvania i New Jersey. Chyba lepiej nie moglbym rozdysponowac tego krotkiego czasu :)
A teraz pora spac bo jutro...the big apple i parkingowo logistyczne wyzwania :) 




sobota, 26 września 2015

Georgia on my mind...again :)

Zalozylem, ze piatek przeznaczam glownie na nadrobienie mil, wiec powinno byc nudno i spokojnie. Nic z tych rzeczy, byly niespodzianki, przygody, piekne miejsca i nawet zbrodnie. Ciekawi ? To posluchajcie, co sie dzis przydarzylo.

Pozegnanaia zawsze sa trudne, a szczegolnie kiedy opuszcza sie miejsce , ktore przez 3 dni rozpieszczalo na sloncem, pieknymi plazami, i bajkowymi widokami. Wiem, ze przede mna jeszcze duzo wrazen i ciekawych miejsc, ale Floryda jest memu sercu najblizsza.

Okolo godziny 11 przekroczylem granice stanu Georgia, i po krotkiej przerwie w Visitor Center, ruszylem dalej w kierunku Savannah. To miasto bylo dzisiejszym " punktem programu" , ale zanim tam dotarlem ( ok 80 mil przed nim) nagle wyswietlil sie w moim koreanskim bolidzie komunikat, ze cos jest nie tak. Posiadacze samochodow znaja ten komunikat, to magiczny "zolty silnik" ktory moze swiadczyc o powaznej awarii, ktora zaraz unieruchomi wasz woz, lub o jakiejs blachostce, ktora komputer uznal za tyle istotna by uprzykrzyc wam problem. Kolejne mile uplywaly mi wiec na analizie wszystkich parametrow silnika, ale nic nie wydawalo sie byc zle. Niestety silnik wszedl w tak zwany tryb serwisowy, ktory mocno ogranicza jego moc. I tak jak wczesniej mimto nie przeszkadzalo, tak po zblizeniu sie dommiasta, kiedy ruch zaczal sie zwiekszac, komplikowalo to wyprzedzanie, czy dynamiczna zmiane pasa ( podstawowy manewr w USA). Tak, to moment, ktory zastanawial mnie odkad wynajalem pierwszego mustanga na Florydzie. Co jesli auto nawali ? 

Moglem oczywiscie dzwonic do Alamo, ale srednio widzialem postoj na autostradzie, a i nie wiem czy moj telefon obsluguje bezplatne numery USA, no oczekiwanie mogloby byc znaczne. Moge tez sie meczyc do Bostonu, ale z drugiej strony, moze w umowie jest jakis zapis, ktory karze mi zglaszac takie usterki. Dobrze, ze droga byla spokojna, to moglem przeanalizowac kazdy scenariusz.
Z pomoca przyszla mi moja niezawodna nawigacja ( dwa razy tego dnia), z jej pomoca znalazlem najblizsze Alamo ( na lotnisku w Savannah) i postanowilem pojechac tam zapytac co mam robic.
Wyobrazcie sobie moje zdziwienie, gdy pracownik, jak gdyby nigdy nic zaproponowal wymiane samochodu, nie specjalnie sie interesujac czy faktycznie cos jest nie tak. Zmartwil sie tylko, bomcala operacja mogla zajac od 20 do 40 minut :)

Poprosze takie podejscie do klienta w Polsce :-)
Nie mialem wyboru, szybkie spkakowanie calego dobytku i z radoscia malego dziecka czekam na nowy woz :) w myslach mialem dodga ( ktorego ktos oddal przy mnie), Forda ( ktorego mialem dostac) albomstojaca obok Toyote z super wyposazeniem. Bylo tam tez auto marzen, ale mialo dopisek exclusive, dodge challanger :)
Wyobrazcie sobie moja mine, kiedy podjechala Sonata, w identycznym kolorze, z identycznym wyposazeniem i nawet przebiegiem podobnym :) porazka na pelnej linii, moglem w sumie poprosic przy wymianie o inny, ale bylem tak zaaferowany calym procesem, ze uznalem to za naduzycie szczescia :) no coz, sa tez plusy :) moja nowa, stara Sonata, byla czysta, klimatyzacja dzialala lepiej, no i mam nowe Tablice z Polnocnej Karoliny. Ale najwazniejsza nauka, to taka, ze wymiana auta przy awarii odbywa sie szybko, lekko i przyjemnie, wiec dalsza podroz odbywac sie bedzie z jedna niewiadoma mniej :) wazna lekcja dla samochodowego podroznika.

Moze teraz cos o Savannah. To kolejne typowo historyczne miasto z poludniowa historia. Wiadomo, wojna secesyjan, niewolnicy, pola bawelny, itd. Do tego to kolejne miasto ktore zdecydowalo sie pozostawic oryginalna architekture w centrum, wiec nasze oczy rozpieszczaja cudowne 300 letnie domy, ktore znamy z filmow historycznych. Do tego bujna roslinnosc, ciezkie, gorace poludniowe powietrze, i wyraznie domińujaca czarnoskora spolecznosc. 


Tak, w tym roku to juz drugie takie miasto po Charlestone ( 50 mil na polnoc), i drugi tak uroczy spacer po centrum. Spacer o tyle przyjemny, ze najwazniejsze miejsca leza przy jednej ulicy (bill str), a u jej konca znajdziemy piekna historyczna dzielnice portowa. Mialem sawiadomosc, ze to juz ostatnie takie miasto podczas mojej podrozy, i nawet pomimo 5 h drogi przede mna postanowilem sie nie spieszyc i chlonac ta ciezka atmosfere.


Wracajac do samochodu wzdluz Bill str nagle ukazal mi sie iscie filmowy widok. Kilkanascie wozow policyjnych, karetki, straz pozarna (nie wiem po co), i slynna zolta tasma "do not enter, crime scene". Okazalo sie, ze doslownie przed chwila, miala tu miejsce prawdziwa amerykanska wymiana ognia :) cala droga byla wylaczona z ruchu, dziesiatki policjantow badaly teren, a wsyzstkimi kontrolowal detektyw wyjety zywcem z Hollywoodzkiego filmu ( zdjecie tej barwnej postaci wrzuce za tydzien). Powiem wam, ze filmy w zadnym stopniu nie przerysowuja podejscie policji do badania takich spraw,wyglada to naprawde niesamowicie. Od teraz filmy sensacyjne nabiora innego wymiaru dla mnie.

Za dlugo nie moglem przygladac sie tej operacji, bo czekala mnie jeszcze 5 h przejazdzka, do motelu w srodku niczego. Wybralem go, bo lacznie dawal 10 h drogi ( 2x5, z przerwa na zwiedzanie, posilki itd). A w sobote rano, musze pokonac tylko 3 godziny do Dc. Kolejnym powodem byl fakt, ze o noclegi blizej DC bylo trudniej, i byly znacznie drozsze. Musze wam tylko powiedziec, zeby nie czytac opinii o motelach na Booking.com, bo amerykanie sa rozni, i nie da sie dogodzic wszystkim. Opinie byly tak skrajnie rozne,,ze w zasadzie mogl to byc Marriot lub rudera w Kambodzy. Niepokoily troche slowa "getto" " karaluchy" i "syf", ale jak sie okazalo troche to bylo przesadzone. Fakt, motel lezy w maultkiej miescinie ( znalazlem go po polnocy, tylko dzieki niezawodnej nawigacji, bo adres wskazywal na inne miejsce), ale pokoj okazal sie byc bardzo przyjemny, a okolica o tej porze dnia wyglada po prostu cicho. Ba, gdybym nie poszedl w Savannah na lody, to znalazlbym sie w srodku strzelaniny, w duzym turystycznym osrodku, wiec przygoda czaic sie moze wszedzie :)

Jak widzicie, dzien pomimo 10 godzin ( nigdy tyle nie jechalem jednego dnia) obfitowal w niespodzianki, ktore bede juz pewnie wspominal do konca zycia. A to tylko ulamek wrazen ktore pochlonalem tamtego dnia. Przygodo trwaj ....

Just another day in paradise...

Jak juz wiecie, postanowilem spedzic dodatkowy dzien na Florydzie, i w dodatku w Venice ( tuz obok najpoekniejszej plazy w Stanach). Poniewaz moj gospodarz szedl rano do pracy, caly dzien zorganizowac sobie musialem sam. I chyba udalo mi sie go dobrze wykorzystac. Z samego rana wyruszylem na pyszne sniadanie do Waffle House, a pozniej na szybkie zakupy. Dlaczego tracilem czas na zakupy, skoro pogoda byla idealna na plaze ? Teraz ( piszac te slowa, jestem juz w Georgii) sam nie wiem, ale wczoraj chcialem jeszcze kupic troche "letnich" akcesoriow, ktorych wybor jest najwiekszy w "slonecznym stanie", o tej porze roku.



Zeby nie bylo tak prozno i leniwie, postanowilem zwiedzic Sarasote, moja ulubiona miejscowosc w Stanach. Niestety tutaj troche sie zawiodlem. 



Fakt, domy sa tu przepiekne ( mieszka tu sama Ophra) , okolica jest zielona i bajkowa, a klimat idealny. Ale samo centrum Sarasoty, poza butikami, wiezowcami, i biurami deweloperskimi, nie za wiele ma do zaoferowania. Kilka kosciolow, sklepy artystyczne, i wykatkowo piekna zatoka dla yachtow wraz z sympatycznym parkiem. Cale miasto az ocieka bogactwem, widac, dlaczego sa tutaj az takie ladne domy. Kazdy kolejny domek, kazda dzielnica, i posiadlosc prezentuje sie wyjatkowo okazale, a do tego lokalizacja jest wprost idealnym miejscem do zycia.

 Ale po tych "ochach, i achach" pora na glowny punkt programu - #1 beach in US, Siesta beach. 


Pogoda idealna, piasek bajkowy ( probke jego mam w Gliwicach), i ciepla zatoka meksykanska. Nie znam lepszego miejsca na opalanie sie :) do tego idealnym dopelnieniem byl zimny Bud Light ( koniecznie w puszcze, szklo jest zakazane na plazy) i tak moglbym spedzac kazdy dzien :)

Sielanka jednak szybko sie skonczyla, bo jak zwykle ograniczal mnie czas ( szybko dla mnie, bo opalanie i plywanie trwalo 4 h).

Wieczorem wybralismy sie z Darkiem na pyszne burgery i skrzydelka do lokalnego baru sportowego, gdzie ogladalem oszalamiajaca porazke Washington Redskins :) 

Zdecydowanie mozna uznac ten dzien za mily lekki i przyjemny :) i chyba ostatni taki, bo teraz trzeba nabrac tempa i odrobic kilka mil (piatek bedzie rekordowy pod wzgledem dlugosci przejazdu), a przede mna zwiedzanie Savannah, DC, NYC, i Bostonu, a na to tylko 5 dni :(

Czas leci tu dla mnie nieublaganie szybko, nawet pomimo mojego zawrotnego tempa podrozy i niewyobrazalnej ilosci wrazen, ktorych nawet nie sposob opisac.

Coz...Hit The Road Greg ....