Sa czasem takie dni podczas kazdych wakacji, kiedy chcecie aby czas sie dla was zatrzymal. Sa to dni podczas ktorych, zastanawiacie sie czy aby nie marnujecie wlasnie niepotrzebnie czasu ma jedzenieodpoczynek, etc. Sa to wreszcie dni, kiedy pomimo zmeczenia, walczycie aby nie zasnac, bo ten dzien jest tylko jeden. Przezylem cos takiego wczoraj, tj w srode...ale od poczatku...
Piekny obrazek z route 66, gdzieś w środku niczego
Udalo nam sie z piekna zona wstac stosunkowo wczesnie i zalapac sie na skromne motelowe sniadanie w Albaquerque NM. Dzieki temu, wyjechalismy zatankowanym autem, zaopatrzeni w slodycze i napoje, juz ok godz 10. Kilka pierwszych mil bylo zwyczajnych (ok 60 mil do Sellingman), tam wedlug planu zjechalem z autostrady i wjechalem na najdluzszy, nieprzerwany i najlepiej zachowany odcinek route 66 w USA. Juz w Sellingman zaczelo sie robic ciekawie. Miasteczko wygladalo jakby czas zatrzymal sie tutaj 60 lat temu. Na drodze stare Cadillacki, Dodge i Fordy, wokol opuszczone (lub przeksztalcone w atrakcje turystyczne) stacje benzynowe, motele i restauracje. Chcoiaz tracilo lekko komercja, a wokol bylo dosyc sporo turystow, to kilmat byl niezapomniany. Po obowiazkowych zdjeciach postanowlismy ruszyc dalej. Przed nami ok 80 mil autentycznej Route 66.
Cadillac Elvisa w Selingman
Co moge powiedziec o tym odcinku? Pierwsze 20 mil to nieustanne wow...krajobraz po prostu zwala z nog, dodatkowo ruch niewielki co potegije wrazenie bezkresu ameryki. Kolejne 30 mil bylo juz nieco...mhm...przewidywalne, ale nagle po naszej prawej stronie zauwazylismy niepozorna stacje benzynowa z warsztatem. Bingo !!!
Nasze eldorado drogi 66
Musicie wiedziec, ze turysci zazwyczaj zjezdzaja do Sellingman, po czym zawracja na autostrade. Jest szybciej i odrobine krocej. Jesli chodzi o 66, to za Sellingman juz nic nie przypomina nam o tym ze mamy 2013 a nie 1956. Stacja o ktorej wspomnialem, to moim zdaniem najlepsza atrakcja calej 66 od chicago az do LA. Wszystkie obiekty tam sa w pelni autentyczne. A znajdziemy w srodku...stare tablice, modele samochodow, plyty gramofonowe, plakaty, zabawki, automaty...i moglbym tak wymieniac. Dodatkowo wszystko ma swoja cene (to usa w koncu). Ale to jeszcze nic, wokol stacji jest istne cmetarzysko straych samochodow. Wszystkie wygladaja tak, jak je zostawiono. Tworzy to niesamowity klimat. Poza Corvetta z lat 60 wszystko jest nieodrestaurowane i na sprzedaz...dla mnie byl to raj.
A zeby bylo jeszcze piekniej, zadnego muzeum, "nie dotykac", biletow wstepu, itd. Mozna bylo wsiasc do starego Forda Pickupa z 60' i zrobic sobie zdjecie. Dla mnie atrakcja #1 calego wyjazdu.
Corvetta z opisu
A zeby bylo jeszcze piekniej, zadnego muzeum, "nie dotykac", biletow wstepu, itd. Mozna bylo wsiasc do starego Forda Pickupa z 60' i zrobic sobie zdjecie. Dla mnie atrakcja #1 calego wyjazdu.
Nowy nabytek w naszej firmie, okazyjna cena, muszę odliczyć VAT
Kiedy wrocilismy na autostrade, i wydawlao sie, ze pieknej byc juz nie moze, spontanicznie zadecydowalismy, ze pojedziemy jeszcze 30 mil route 66 do miasteczka Oatman gdzies na pustyni w Arizonie. Pomysl wydawal sie glupi, ale ja czulem jeszcze niedosyt i mialem wrazenie, ze route 66 ma dla mnie jeszcze jakas niespodzianke.
Nie mylilem sie. Pierwsza zmiana byla totalna zmiana otoczenia. Ok, bylismy juz wczesniej na pustkowiu, ale zawsze towarzyszyly nam jakies rosliny. Nagle wszystko zniklo, droga zrobila sie plaska jak stol, a wokol nas zadnej zywej duszy w zasiegu wzroku. Klimatu dodaly krazace nad droga sepy.
Oryginalny sęp (Kasia go ustrzeliła)
I gdy juz sie wydawalo, ze do Oatman czeka nas 30 min bez skrecania kierownicy, okazalo sie ze do pokonania mamy ogromna gore, a zeby bylo ciekawej pokonamy ja wjezdzajac na nia droga tak kreta, ze na lukach prawie zawracalo sie auto. Klimatu dodal brak jakiejkolwiek barierki, pobocza, czy nawet lini odgradzajaca waska (dwukierunkowa) droga od przepasci skalnej. Tego sie nie da opisac, ale widoki wynagradzaly adrenaline.
Dla mnie po takich pozytywnych emocjach, Oatman mogloby byc nic nie wartym miastem, okazało sie jednak inaczej.
Kręta droga 66
Oatman to najprawdziwsze, autentyczne , miasto rodem z dzikiego zachodu. Jedna ulica, wokol ktorej stoja drewniane domy (saloon, wiezienie, poczta, hotle, itd). Miasteczko zostalo wybudowane podczas goraczki zlota, i opuszczone zaraz po niej. Z racji tego ze na pustyni w Arizonie, nie znajdziecie zbyt wielu ludzkich osad, ktos pomyslal ze mozna poprowadzic tam route 66. Tak miasteczko odzylo, stanowiac odpoczynek dla podrozujacych, nie zmieniajac przy tym westernowego klimatu. I tak zakonserwowane, istnieje sobie do dzis na pustyni. Dodam jeszcze, ze znane jest z tego, iz po glownej (i jedynej ulicy) wolno chodzi kilkanascie osiolkow (ktore maja oczywiscie pierwszenstwo) i moga uparcie zablokowac ruch na kwadrans :)
Wierny klon Chevy Captivy
Jak widzicie dzien byl az nadto obfity w niespodziewane atrakcje, a przed nami bylo jeszcze slynne Las Vegas.
Do Vegas przybylismy ok 3 pm robiac od razu male zakupy. Wczesniej zwiedzilismy jeszcze najwieksza w Stanach tame - Hoovera (imponujaca budowla). Aby ostatecznie ok 20 wjechac do centrum stolicy hazardu- Vegas.
O Vegas trudno cos powiedziec, gdyz kazdy z was zapewne widzial to miasto juz nie raz w tv. Na zywo ta mieszanka przepychu, kiczu i fantazji robi jeszcze wieksze wrazenie. Hotele mozna by zwiedzac caly dzien. Fajne jest to, ze mozna wchodzic do najwiekszych kasyn swiata, zupelnie za darmo, i grac nawet za 1$. Kasyna przescigaja sie w przyciagniu graczy. Jedno przypomina Egipt, ze Sfinksem naturalnych rozmiarow, i przeszklona piramida (rozmiarow Gizy), inny dokladnie odwzorowal budowle Nowego Jorku (brooklyn bridge, statula wolnosci, a nawet empire state building). Dodatkowo w Kasynach znajdziecie butiki Luis Viton, Gucci, czy Prady. I z taka otwarta buzia musicie zwiedzac cale Vegas, bo miasto wywoluje wielkie WOW.
No comment
No dobra powiecie, fajnie, ale sam pewnie spales w sieciowym motelu gdzies na obrzezach za 100$/noc. Ja tez myslalem , ze tak bedzie. Zarezerwowale, sobie pokoj w hotelu "Sam's" za rekordowe 30$/noc. Cena mnie troche przerazala, bo najbardziej obskurne motele kosztuje za dwie osoby 40$. Jakie bylo nasze zdziwienie, kiedy okazalo sie, ze "Sams" to najwiekszy w okolicy kompleks kasyno-hotel, oddalony od centrum jakies 15 min. Hotel posiadal wlasne miasto (pod szklana kopula) wysokie na 10 pieter, z dzungla, wodospadem, kinem, basenem, i kilkudziesiecioma restauracjami. Dodatkowo na terenie kompleksu znajdowalo sie kilka tysiecy maszyn do grania (w ktorych zarobilem 100 zl po 15 min gry). Dodatkowo pokoj przypominal raczej apartament niz pokoj za 80 zl :)
Tak to zdjęcie naszego hotelu za 70 zł/noc/2 osoby
Jak widzicie to byl dlugi dzien i krotka noc. Moge z cala pewnoscia stwierdzic, ze byl to najlepszy dzien jaki spedzilem w USA, a troche ich spedzilem. Kladac sie do lozka jeszcze dlugo nie moglem ochlonac, a w glowie szumialy mi piosenki z naszej ulubionej stacji country ("higway") na tle zachodzacego slonca nad Route 66 i mysl... Jeszcze tu kiedys wroce
Dobranoc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz