http://www.youtube.com/watch?v=Nuyp8ChZAew

piątek, 30 września 2011

Perfect day ?

I stalo sie, wczoraj ok 20 czasu lokalnego dotarlem do Chicago, konczac tym samym wielka petle obejmujaca lacznie 12 stanow.

Nie wiem czy wy tak macie, ale ja zawsze podczas wakacji, mam ochote, zeby ten ostatni dzien byl idealny. Chce wowczas jak najwiecej zwiedzic, zobaczyc, zrobic, itd. Czy moj ostatni dzien podrozy byl idealny ? Raczej nie, przyrownujac go do wizyty w Nowym Orleanie, emocjonujacego dnia w Teksasie, czy blogiego lenistwa na Florydzie, dzien byl zwyczajny. Ale zwyczajny podczas takiej wyprawy, wcale nie oznacza nudny...zreszta posluchajcie sami...

Dzien rozpoczalem wybitnie wczesnie (ogromne podziekowaia kierowcy trucka, ktory przez godzine pod oknem motelu meczyl swoj silnik :). Ale humoru mi to nie zepsulo, wrecz przeciwnie, uznalem ze dzieki temu moj dzien bedzie dluzszy. Z samego rana postanowilem wybrac sie na zwiedzanie Louisville. To najwieksze miasto w Kentucky, zaskoczylo mnie calkiem przyjemnym downtown. Tradycyjnie sporo tu wiezowcow, ale rownoczesnie jest tu tez sporo starej architektury, a miasto wiele tez zyskuje dzieki obecnosci rzeki Ohio.

O Kentucky musicie wiedziec jedna wazna rzecz, stan ten amerykaonom kojarzy sie glownie z rolnictwem. Jest tu mnostwo pol, hoduje sie miliony kur, a liczba koni jest prawie rowna liczbie mieszkancow :) no wlasnie...konie...sa w calym stanie wszechobecne. Znajduja sie tutaj najslynniejsze na siwecie hodowle, na wystawy przyjezdzaja ludzie z calego swiata, a coroczne wyscigi konne sa znane w calym jezdzieckim swiecie. Jesli wiec jestescie milosnikami jezdziectwa, badz kurczakow:) nie mozecie ominac Kentucky :)

Zaserwowalem wiec sobie kurczakowe sniadanie w postani foot long sandwich from subway..pycha. Pozniej kawka, krotki spacer po Louisville. I w droge...

Kolejnym punktem dnia byla wizyta w jednym z najwiekszych w stanach Outlet center. O zakupach juz pisalem, ale dodam moze jeszcze jedna wazna informacje. Jezeli zalezy wam na odziezy nieco cieplejszej, nie szukajcie jej na Florydzie :) im bardziej na polnoc tym znacznie nizsze ceny i wiekszy wybor. Polecam szczegolnie bardzo tania Columbia, north face, czy timberland.

Po oproznieniu portfela :( udalem sie napelnic zoladek. Udalem sie do polecanego przez amerykanow five guys burger. Co to za miejsce, i dlaczego akurat trzeba je odwiedzic, dowiecie sie z posta, ktory w calosci poswiece jedzeniu w stanach :)

Ostatnim juz miastem na mojej drodze bylo Indianapolis w stanie Indiana :)
Nie wiem jak wam, ale mi to miasto kojarzy sie tylko z jednym...
I powiem wam nie tylko mi :) miasto na kazdym kroku przypomina, ze jest stolica sportow motorowych. Strasznie to dziwne, bo podczas spaceru w Louisville, gdzie sie nie obejrzycie widzicie symbolike jezdziecka, a 150 mil dalej to samo tylko zwiazane z samochodami :)
Zwiedzanie zaczalem oczywiscie od slynnego toru wyscigowego. Wrazenie niesamowite. Po drodze mijalem juz kilka torow Nascar, ale zaden nie byl tak imponujacy jak ten w Indy. Dodatkowo mocno przystosowany pod turystow. Za 5$ mozecie objechac specjalnym busem caly tor (niestety wczoraj testowano samochody, wiec tor byl nieczynny), rowniez za 5$ mozna zwiedzic niesamowite muzeum wyscigowe. Macie tam ok 100 wyscigowek, glownie tych sprzed pol wieku. Wrazenie...niesamowite. Szkoda tylko , ze koncentruja sie tam raczej na indy cup niz na formule 1. No coz, amerykanie twierdza ze nasza f1 jest smiertelnie nudna :) nie to co 400 kolek po elipsie :)

Niestety dalsza czesc zwiedzania zepsula mi burza, uznalem jednak ze to znak, a poniewaz bylem juz bardzo zmeczony, nawet troche mnie on ucieszyl. Zafundowalem sobie w pelni samochodowe zwiedzanie miasta :) calkiem fajna sprawa, ale nieco trudniej jest robic zdjecia, zmieniac pasy, podziwiac widoki, i jeszcze jechac do celu :) polecam bawic sie w tego rodzaju turystyke w dwie osoby:)

No coz...i raptem 3 h pozniej, wjezdzalem juz noca do imponujacego chicago, zeby rowno o 20 25 zakonaczyc wyprawe.

Ale prosze panstwa, to jeszcze nie koniec, zamierzam pisac posty az do powrotu do Polskie, dlatego smialo prosze sledzic bloga, bo jeszcze min.o jedzeniu w Stanach, ciekawostki z podrozy, relacja z pobytu w Chicago, i podsumowanie :)

A zeby podgrzac troche emocje, ostygle po Florydzie oglaszam konkurs...

Kto powie, ile mil, przejechalem podczas calej podrozy w Stanach. MIL !
Ci ktorzy sledzili bloga, wiedza mniej wiecej gdzie bylem, oczywiscie w gre wchodzi element hazardu, bo przeciez, troche mil przybylo podczas roznego rodzaju zjazdow z trasy
:)

Dla osoby ktora bedzie najblizej, jakas amerykanska nagroda :)

To tyle na razie, zbieram sie i jade oddac moja Toyote :)
Nie sadzilem ze tak bardzo zzyje sie emocjonalnie z tym nudnym srebrnym bolidem :) bedzie mi troche brakowalo mojej Camry :)

Ciao...i do uslyszenia...

2 komentarze:

  1. Hmmmm Ja stawiam na 3300 mil :)

    Wielkie M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę Grzechu że około 8000mil:)))



    MISIEK B.

    OdpowiedzUsuń