http://www.youtube.com/watch?v=Nuyp8ChZAew

czwartek, 15 września 2011

First day of American Dream :)

Witam.

Od dzis blog bedzie bardziej osobisty, tak wiec przechodzimy na "Ty", i generalnie bedzie bardziej subiektywnie, emocjonalnie i z poczuciem humoru.

Dziennik pokladowy dzien pierwszy.

Przygode ze Stanami rozpoczalem planowo od lotu z Katowic do Chicago przez Frankfurt.
W Katwicach powialo wielka polityka. Tuz przed startem mojego lotu, na pasie pojawil sie rzadowy...zapomnialem nazwy , ale nie JAK ani Tupolew :) BOR, duzo policji, i ogolny paraliz terminala A to pikus w porwnaniu z obecnoscia ktoregos z naszych wybrancow.
UWAGA konkurs...amerykanska niespodzianka dla pierwszej osoby ktora powie mi kto znany ladowal wczoraj rano na konferencji o lotnictwie cwyilnym w Pyrzowicach :)

Dalej bylo juz spokojnie. Przesiadka we Frankfurcie (najwiekszy port przesiadkowy w Europie robi kolosalne wrazenie, szczegolnie po wizycie w Pyrzowicach). Cala przesiadka minela jednak nadzwyczaj spokojnie. Zawiodlem sie nieco cenami perfum na bezclowce...ale za to winie Rostowskiego i mega wysoka cene Euro :P

Samolot ktorym lecialem to typowy filmowy Boeing 747-400 (ten z garbem).

Niestety tutaj miala miejsce pierwsza przykra...wroc jestem optymista...mialem nowe interesujace doswiadczenie. Poniewaz Chicago (podobnie jak NYC) jest kolebka imigracji, samolot przypominal nieco 3 klase Titanica :) Mnostwo ludzi ktorzy przy zerowej umiejetnosci poslugiwania sie jezykiem angielskim lecieli realziwoac swoj amerykanski sen. Zaowocowalo to placzem dzieci, niezbyt przyjemnym zapachem w samolocie i...wszystkimi miejscami zarezerwowanymi !!! :)
No coz...polecem nastepnym razem buisness class, moze poznam swoja Kate Winslet :)

W samolocie lufthansy tradycyjnie niezla obsluga i swietne jedzenie :)

Po przylocie kolejna niemila niespodzianka...kolejka na godzine do odprawy dla gosci :) To pierwszy moment w ktorym poczulem, ze milo byloby byc us citizen :)
Ale przynajmniej mialem okazje posluchac hiszpanskiego, chinskiego, rosyjskiego i polskiego rownoczesnie :)

W stanach moge przebywac do Marca 2012 :) To podobno jeden z lepszych wynikow, bo zazwyczaj 3 miesiace sie dostaje :) Mhm...pokusa spedzenia pol roku w Stanach jest kuszaca :)

Dalej juz z gorki...lotnisko...restauracja...pierwsza noc w Chicago. A dzis rano zero Jest laga ( dokladnie obmyslilem to, dlatego nie spalem w samolocie:)

Dzis rozpoczynam wiekie zakupy (do Stanow przylecialem z 3 tshirtami, i para jeansow). A jutro wielki dzien...pierwszy dzien ROAD TRIP...zaczynamy w Chicago...pierwszy przystanek najprawdopodobniej w St Louise, i Springfield (tam bede szukal Homera Simpsona).

Ale o tym juz jutro

PS. Sponsorem relacji z ROAD TRIP 2011 jest firma Renoma Gliwice :) ktora na czas wyprawy udostepnia mi nowiutkiego Ipada :)

PPS. Przepraszam za brak polskich liter, literowki i zla skladnie...blog pisany jest w pospiechu na kolanie...sorry gregory :)

1 komentarz:

  1. widze ze plany sa :) nic tylko zyczyc powodzonka! :) przezylam podobna wycieczke i achhh chcialabym jeszcze :)
    powodzonka!

    OdpowiedzUsuń