Witam
Jest 9 rano, znajduje sie tuz przed granica stanu teksas i luizjana. Pora na podsumowanie gwiazdy tegorocznej wyprawy, the lone star state, czyli Teksasu.
Musicie wiedziec, ze Teksas byl dla mnie olbrzymim wyzwaniem. Stan ten jest wiekszy niz kazdy Europejski kraj, a odleglosci miedzy miastami sa iscie imponujace. Poniewaz mam ograniczony czas wyprawy musialem wybrac jedno miasto do zwiedzenia. Myslalem o slynnym serialowym Dallas, o ogromnym i rozwinietym Houston, w gre wchodzil takze mniejszy ale bardziej teksanski Austin. A ostatecznie padlo na ... San Antonio. I wiecie co? Zakochalem sie w tym miescie. Ale po kolei.
Teksas imponuje wielkoscia, tutaj wszystko jest wielkie. Stojac na stacji benzynowej, otaczaja nas wylacznie ogromne pickupy. Na wietrze powiewaja najwieksze flagi, w kanjpach podaja ogromne steki, a w oddali widac ogromne farmy. Dla europejczyka troche to wszystko przytlaczajace na poczatku, ale uwierzcie mi, potem z zalem opuscicie to miejsce.
Juz na poczatku uderzyl mnie podmuch goracego powietrza. Wczoraj narzekalem na zalamanie pogody...odwoluje to :)
San Antonio jest miastem chyba najciekawszym w tx. Zderzaja sie tutaj kultura dzikiego zachodu oraz meksykanska. I to nie dlatego ze meksykanie skacza przez plot, i osiedlaja sie w ameryce. To miasto historycznie jest bardzo zwiazane z meksykiem. Glowna atrakcja jest twierdza Alamo. Miejsce gdzie amerykanie odpierali atak zolnierzy meksykanskich...i pytanie na dzis...
Kto wygral ow walke, kiedy sie odbyla, i ile trwala?
Druga, dla mnie troche wieksza atrakcja San Antonio, byl tzw River Walk. Co to takiego? Najlatwiej porownac to do wenecji. Pod scislym centrum San Antonio plynie rzeka, rzeka znajduje sie kilka metrow pod poziomem ulicy, ale zostala udostepniona dla turystow. Wzdluz rzeki poprowadzone sa urocze deptaki, sa tam kawiarnie, hotele, sklepy. A po samej rzece plywaja taksowki, lodzie zaopatrzeniowe, i policja. Piekna sprawa...tutaj odsylam do zdjec.
Zauroczony teksasem musialem zrobic jeszcze jedna rzecz...zobaczyc prawdziwy teksas...czyli zjechac z autostrady, oddalic sie od atrakcji turystycznych i zobaczyc czy faktyczniedostane kulke za tresspassing, i czy teksanskie miasteczka sa takie jak na filmach.
Moj wybor padl na oddalona o godzine jazdy wioske... Panna Maria. I to dzisiejsza niespodzianka...wioska jest w 100% zasiedlona przez...slazakow :)
W 1830 roku, po 9 tygodniowej wyprawie, dostarl tu ksiadz z kozla, wraz z grupa osadnikow. Zalozyli tu farmy, wybudowali kosciol, i rozpoczeli nowe zycie.
Liczba mieszkancow dzis to...40 :)
Poza tym ze miejscowosc przypomina to co widzicie na filmach o dzikim zachodzid...kaktusy, stare domy wzdluz drogi, weze, niesamowity skwar, i ogromne przestrzenie.
Do miasteczka dotarlem na tyle pozno, ze niestety zamkniety byl malutki osrodek historyczny. Juz mialem jechac dalej, a zaczepily mnei dwie panie w wieku 90 lat. Niesamowite staruszki, oprowadzily mnie po wiosce, opowiedzialy historie, i po historycznej wymianie towarow...polskie slodycze, koszulki i wodka za kaktusowe dzemy :)
Wiecie co jest najdziwiniejsze? Te panie nigdy nie byly w Polsce, ich prababcie byly dziecmi kiedy grupa osadnikow dostarla do panna maria. A panie najzwyczajniej w swiecie...godoly :)
Niesamowita sprawa!!!
Smutne jest to ze wiekszosc osob lecac do Stanow wybiera albo Zachodnie albo Wschodnie wybrzeze. Wzglednie Chicago. Teksas, a dokladnie San Antonio, jest moim zdaniem kwintesencja ameryki, jezeli nie zauroczy was ten klimat...wroc na pewno was zauroczy.
I po raz kolejny przyszlo mi uac sie w droge przy zachodzacym sloncu, a poniewaz Panna maria lezy kilkadziesiat mil od autostrady, moj dojazd do niej byl...filmowy. Prosta jednopasmowa droga, zachodzace slonce, od czasu do czasu male wioski, bary, farmy...i ja pedzacy po nowe przygody.
Na powrocie w ostatniej chwili zdecydowalem na szybko zobaczyc centrum ogromnego i bogatego Houston.
Po wyjsciu z samochodu zrobilem kilka zdjec, i w zasadzie szedlem juz do auta, gdy nagle, doslownie 2-3 m odemnie zrobil sie tlum...
Duze zamieszanie, policja, krzyki...nie wiedzialem co jest grane...nagle patrze, a tuz obok mnie stoi...Al Pacino :) potwornie zalowalem ze nie mam kartki i dlugopisu, ale tlum byl na tyle maly, ze udalo mi sie pstryknac mu niezla fotke, no ispojrzalem mistrzowi w oczy. Facet jest niesamowity, rozdawal autografy przez kilkanascie minut, byk bardzo energiczny, i roztaczal wokol siebie taka magiczna aure. To moje pierwsze spotkanie z celebrieties...i od razu padlo na moim zdaniem najwybitniejszego goscia :)
A co dalej ? Pora wyjsc z dzisiejszego motelu, pozegnac teksas jakims dobrym sniadaniem, zatankowac Toyote ( nie wiem czy nie koncza mi sie klocki hamulcowe :) i udac sie w najbardziej niebezpieczne miejsce w Stanach... Nowy Orlean.
Od razu uspokajam...plan jest taki, aby byc tam ok 14 pozwiedzac do wieczora, poczuc wieczorny klimat tego miejsca, i oddalic sie przed snem jak najdalej :)
Jedno wiem na pewno...tego co zaznalaem w Teksasie nie poczuje juz nigdzie...
Zakoncze ulubionym powiedzeniem teksanczykow...dont mess with texas :)
Sam muszę przyznać że dzisiejszy wpis przyciąga uwagę i chce się czytać i czytać...
OdpowiedzUsuńOdrabiam lekcje i walka była miedzy naszymi ( amerykańcami ) i meksykańcami ( hiszpanami ) po 13 dniowej walce nasi odparli atak sombrero w 1836r.... :)
Wielkie M.