Tak, niestety przyszła ta chwila, kiedy byliśmy już naprawdę blisko powrotu na nasz kontynent. Zazwyczaj w takim momencie człowiek chce ostatniego dnia zobaczyć jak najwięcej, przeżyć jakąś ciekawą przygodę, i najlepiej położyć się do łóżka nad ranem. Zresztą wystarczy wrócić do moich poprzednich czterech wypraw, i zazwyczaj ostatni dzień zaplanowany jest od świtu do późnej nocy.
Nie inaczej było też w tym roku, dzień miał obfitować w atrakcje, i do końca nie wiedzieliśmy z czego zrezygnować.
Pewnym punktem dnia była wizyta w parku rozrywki firmowanym przez wytwórnie Universal. Tak, dobrze kojarzycie ją z filmów, jej produkcje zawsze zaczynają się od śmiesznego globusika :)
Wizyta w parku rozrywki jest moim debiutem w USA, gdyż zawsze jakoś nie po drodze miałem do tego typu miejsc. Po pierwsze traci się tu cały dzień, po drugie są to dosyć drogie wizyty, a po trzecie w parkach jest zawsze bardzo tłoczno. Tym sposobem udało mi się ominąć liczne "Six Flags" (taka nasza Energylandia), Disney world's, i liczne parki rozrywki w okolicach Orlando na Florydzie.
Dlaczego tym razem nie protestowałem, a wręcz ciągnąłem ekipę w to miejsce ? Universal wszystkie swoje atrakcje opiera na swoich filmowych dziełach. Park jest więc podzielony na strefy tematyczne, gdzie rollercoastery i kolejki są tylko miłym dodatkiem, a najciekawszym jest inscenizacja i historia, którą opowiadają. Tak się też składa, że Universal jest producentem mojego ukochanego Parku Jurajskiego, i fantastycznego uniwersum Simpsonów. Dodatkowo, sporą część parku poświęcono Harremu Potterowi, a to już obiekt kultu mojej drugiej połówki.
Tego nie mogliśmy przegapić.
Postanowiliśmy jednak zabrać się za park systemowo. Po głębokiej analizie, i śledzeniu przez kilka miesięcy jakie są czasy oczekiwania do każdej atrakcji, mieliśmy dokładnie zaplanowany plan korzystania z atrakcji. Oczywiście byliśmy też 15 min przed otwarciem, tak by uniknąć korków i kolejek, wyposażeni oczywiście w wygodne bilety online (kolejna oszczędność czasu). To, że dotarliśmy tu w piątek poza sezonem wakacyjnym, również nie jest przypadkiem. To fakt, drobnym utrudnieniem były dla nas zamknięte autostrady w związku z pożarem, i naturalnie gigantyczne korki. Na szczęście, całkiem sprawnie udało nam się tam jednak dotrzeć, a zawdzięczamy to głównie zdyscyplinowaniu ekipy i pomocy w nawigacji :)
Bramy parku przekroczyliśmy równo o 9 i udaliśmy się prosto do największej atrakcji parku czyli uniwersum Hogwartu. Tam ekipa niestety musiała się podzielić, połowa udała się na Roller Coaster, a reszta (w tym ja:) ) na wirtualną przejażdżkę na miotle.
Pozwólcie, że poświęcę chwilkę na opis tej kolejki, bo w zasadzie, wszystkie oparte są na tym samym schemacie, i działają podobnie, a różni je historia i inscenizacja. Nie za bardzo wiecie o czym mówie ? Posłuchajcie na przykładzie...
Dla lepszego zanurzenia się w świecie Harrego Pottera praktycznie od razu wchodzimy do stworzonego na terenie parku zamku, gdzie panuje zmrok i mistyczna atmosfera. Nie, to nie jest tylko ciemny korytarz, podczas drogi do celu przechodzimy przez liczne komnaty, które niczym plan filmowy odtworzone są w najmniejszym szczególe. Po drodze na sprytnie zakamuflowanych wyświetlaczach i hologramach poznajemy całą historię dlaczego w ogóle znaleźliśmy się w Hogwarcie. W naszym przypadku, w skrócie mamy pomóc Harremu i przyjaciołom wygrać jakiś mecz (wybaczcie, ale średnio się orientuje w tym uniwersum). Finałem tej podróży, jest usadowienie nas na ławce, która po zatrzaśnięciu na mechanicznym ramieniu rozpoczyna zabawę. Generalnie przypomina to trochę jazde Roller Coasterem, z tą różnicą, że nie przemieszczamy się na duże odległości, za to zewsząd otaczają nas ekrany i efekty specjalne. Oddaje to w 100% atmosfere jakbyśmy znajdowali się na miotle i byli w samym centrum zabawy. Mogę to przyrównać do kina 8D do potęgi. Genialna zabawa !!!
Aż chciało się od razu zawrócić i spróbować tego jeszcze raz, niestety terminarz był napięty a następna atrakcja jeszcze ciekawsza.
Niewątpliwym atutem Universal Park, jest fakt, iż znajduje się on w sąsiedztwie prawdziwego studia Universalu, gdzie w kilkudziesięciu Hangarach powstają mniej lub bardziej udane filmy i seriale. Pozwólcie, że nie będę ich wymieniał, gdyż każdy może sobie wygoglować te które go zainteresują.
Naszą następną atrakcją było więc (w ramach biletu) zwiedzanie prawdziwego czynnego studia filmowego !!!
Po zajęciu najlepszych miejsc w otwartym autobusie, który z przewodnikiem miał nas przewieźć po największych atrakcjach studia filmowego. Dodatkowo nasz przewodnik podczas całej trasy opowiadał nam ciekawe fakty i anegdotki dotyczące tego miejsca.
Największą atrakcją wycieczki był przejazd przez scenografię upadku boeinga 747 w filmie "Wojna Światów"
Na mnie ogromne wrażenie zrobiła sekcja poświęcona dinozaurom z Parku Jurajskiego (a jakże), oraz filmowy plan z odwzorowanym Nowym Jorkiem. Niesamowite uczucie znaleźć się na chwile w NYC dzięki naprawdę realistycznej scenografii. Widzieliśmy też mnóstwo przyczep kempingowych gdzie obsada seriali i filmów szykowała się właśnie do pracy. Ja, przyznaje polowałem na jakąś znaną gwiazdę filmową, ale niestety moja wiedza o aktorach nie jest aż tak duża bym mógł kogoś tak łatwo i szybko rozpoznać. Dużym urozmaiceniem i atrakcją całego przejazdu była symulacja trzęsienia ziemi w metrze, pościgu w ramach Szybkich i Wściekłych, i ucieczka przed King Kongiem. Wow, to znowu robi ogromne wrażenie.
Ja już jednak byłem pełen emocji bo kolejnym punktem po zwiedzaniu był wodny Roller Coaster w Parku Jurajskim (a jakże). Tam również niesamowita historia, a "przepłynięcie" przez szlak na którym mogliśmy obserwować ruszające się dinozaury z planu filmowego. Całość oczywiście zakończyła się spektakularnym upadkiem z wysokości do basenu, po którym nie było suchych osób w naszym wagoniku :) Na szczęście pogoda dopisywała (26 st C i zero zachmurzenia), więc był to przyjemny dodatek. Obowiązkowo po przejeździe wydaliśmy mnóstwo $ w sklepie tematycznym związanym z dinozaurami (nie mogło być inaczej, w moim przypadku ).
Po dinozaurach przyszła kolej na Transformersów. znowu wspaniała scenografia, genialny klimat, i na zakończenie mechaniczne ramie które porządnie nami zatrzęsło, podczas gdy ratowaliśmy wszechświat.
Nie mogło też nas zabraknąć na Mumii, i kolejce w której udaliśmy się do najgłębszych czeluści grobowca, odczarować rzuconą na nas klątwę.
Żeby nie było tak nudno, kolejny punkt naszego pobytu w Uniwersal Studios L.A. to pokaz. Ale to nie było zwykłe show, to doskonale zaplanowane przedstawienie oparte na filmie "Wodny Świat" z Kevinem Costnerem (oczywiście nieobecny podczas pokazu, ale jednak trochę na to liczyłem). Całość odbywała się na doskonale odwzorowanym "mieście" z filmu, a aktorami byli autentyczni kaskaderzy z "holywoodu", grający zresztą w wielu znanych filmach. Show miało doskonale rozpisany scenariusz, więc historia prezentowana, była również bardzo interesująca. Natomiast efekty specjalne i popisy kaskaderów to istny majstersztyk, było jak w filmie, z wybuchami, bitką i upadkami z wysokości. Po raz kolejny poczuliśmy się jakbyśmy byli bohaterami filmu a nie tylko widzami.
Po takiej liczbie atrakcji porządnie zgłodnieliśmy, a gdzie można tak dobrze zjeść jeśli nie u Krustego Klowna w Springfield. Część z was już wie, że jesteśmy właśnie w uniwersum Simpsonów. Musze przyznać , że jeśli chodzi o klimat to Springfield robiło największe wrażenie. Ulica była naprawdę żywcem wyjęta z kreskówki. Znaleźliśmy tu sporo budynków które pojawiały się w odcinkach serialu, do każdego można było wejść, a część funkcjonowała jako pizzeria, burgerbar, czy pub ( z rekordową ceną piwa na poziomie 60 zł !)
Posileni udaliśmy się na bardzo delikatną atrakcję, czyli typowe kino 5D, które opowiadało fajną historię związaną z Kung Fu Pandą.
Gdy już nasze brzuszki przetrawiły Krusty Burgera i Pizze od Luigiego, powędrowaliśmy na bardzo ciekawą kolejkę związaną z Simpsonami. Wirtualna rzeczywistość i mechaniczne ramię przeniosło nas do bardzo ciekawego odcinka związanego z Simpsonami. Niestety po tej atrakcji część ekipy miała już dosyć przeciążeń i wirtualne rzeczywistości, więc po raz ostatni udaliśmy się do sklepu z pamiątkami (miedzy innymi po "tort" dla jutrzejszej solenizantki ).
I tak upłynęło nam 8h w świecie Uniwersala. Początkowo lekko sceptyczny, byłem naprawdę zadowolony z wydanych 100$ i całego dnia poświęconego na tą atrakcję.
Niestety byliśmy tak zmęczeni, że zaplanowane oglądanie gwiazd na pustyni w Joshua Tree, musieliśmy przenieść na kolejną wyprawę do Ameryki (każdy z nas w głowie planował sobie przez ten czas plan kolejnej wyprawy :) )
Niestety demokratyczne głosowanie zdecydowało, że planem na końcówkę naszego piątku było "pool party" i wieczorny trip na Hollywood Blv.
Po relaksie w basenie (potwornie zimna woda, co dziwne, bo cały dzień było przecież tak ciepło), przebrani i wypoczęci ruszyliśmy na podbój najsłynniejszego miejsca w Mieście Aniołów.
Ja niestety jako jedyny wiedziałem czego się spodziewać, i naprawdę bardzo, bardzo chciałem się mylić.
Niestety nie pomyliłem się. Bulwar nadal niestety rozczarowuje. Gwiazdy w chodniku co prawda są, ale to jedyny pozytyw tego miejsca. Dookoła mnóstwo bezdomnych, wyłudzaczy, wyłudzanych (turystów), i wszelkiego rodzaju dziwaków. Dodatkowo, piątek wieczór przyciągnął również imprezowiczów, którzy skutecznie pozajmowali wszystkie miejsca parkingowe.
Nasza wycieczka ograniczała się głównie do przejścia kilku przecznic , i sfotografowania najciekawszych gwiazd. Oczywiście była też wizyta pod Kodak Theatre, gdzie ro roku wręczane są oskary. Punktem kulminacyjnym była wizyta w Hooters, gdzie serwowane są pyszne skrzydełka. Po więcej info o tej restauracji (bo to interesujące miejsce gastronomiczne) odsyłam do postów z lat poprzednich, w tym roku nie wypada mi się za bardzo zachwycać tym lokalem, tym bardziej, że był on wyjątkowo zaniedbany na bulwarze.
I tak oto naszedł kres naszego ostatniego pełnego dnia w USA :(
Nie ma jednak co rozpaczać, bo był to dzień w pełni wykorzystany. Nie wiem czy dalibyśmy radę dojechać 3h w jedną stronę na oglądanie gwiazd, ale nigdy się też tego nie dowiemy. W zamian za to mogę nadal odradzać wszystkim zbyt długi pobyt w Los Angeles i tym bardziej studzić emocje związane z Hollywood Bulwar. Mogę natomiast w pełni rekomendować tematyczne parki rozrywki, bo to naprawdę wyższa liga, jeśli chodzi o wykonanie i emocje. Odpowiednio zaplanowana wizyta, pozwoli też doświadczyć wszystkich atrakcji bez dopłacania dolarów za "przeskakiwanie" kolejek.
Ostatni dzień był więc wyjątkowo udany, ale to nie oznacza, że wszystko już zobaczyliśmy. Coś jednak zostawiliśmy sobie na jutrzejszy poranek ...
PS. Wiem, że na tego posta kazałem wam czekać wyjątkowo długo, ale to jednak nie jest takie proste znaleźć czas podczas pracy, za co serdecznie przepraszam. Planuje jeszcze ostatni odcinek powrotny, i krótkie podsumowanie, także stay tuned !!!