http://www.youtube.com/watch?v=Nuyp8ChZAew

środa, 3 lipca 2013

Airbus A380

Zapewne zastanawiacie sie dlaczego moj ostatni wpis ze Stanow zatytulowalem nazwa handlowa samolotu ktorym wracamy. Musicie wiedziec, ze dla mnie jedna z atrakcji calego pobytu w USA byl ...przelot z San Francisco do Frankfurtu. Odbywa (pisze te slowa w samolocie) sie on najwiekszym pasazerskim samolotem na siwecie... Airbus 380 zabiera w zaleznosci od wersji ok 500 pasazerow i posiada najwiecej miejsc w buisness class wobec wszystkich innych samolotow rejsowych. Moze ten gigant nie jest tak piekny jak 747, ale na pewno znacznie nowoczesniejszy, no i jest NAJ.

Chyba zdjęcie sie powtarza, ale nie moglem sie powstrzymać


Czy wyobrazacie sobie lepszy powrot z najwspanialszego miejsc na ziemi, z najwspanIsza dziewczyna,  najwiekszym samolotem? :)

Maja rozmach amerykance :)

Poranek zaczal sie jednak nieco mniej wspaniale. Musielismy spakowac wszystko co dotychczas kupilismy i wozilismy w naszym dzielnym suvie w dwie duze walizki i dwie podreczne. Uwierzcie mi, to trudne zadanie, jesli nastawiacie sie na zakupy, tak jak my. Gdzies po ok 2 h, ok 8 30 rano udalo nam sie zapakowac do osiolka i ruszyc w ostatni punkt naszej samochodowej wycieczki, czyli pod slynny golden gate. Wytrwali czytelnicy wiedza, ze juz przejezdzalismy przez ten najslyniejszy na swiecie most, ale to ńie to samo co "byc na nim" (dzieki Michale za motywacje).

Golden Gate o poranku

Musze przyznac, że Golden Gate jest jednym z punktow ktore TRZEBA zobaczyc na zachodnim wybrzezu. Most robi ogromne wrazenie, i wrecz powala swoja wielkoscia. My mielsimy to szeczescie, ze przybylismy tam o poranku, kiedy mosti zatoka spowite sa slynna przybrzezna mgla...mowie wam most ktory ginie gdzies we mgle robi ogromne wrazenie. Ja zdobylem sie na pokonanie go pieszo, i bylo warto, bo jest to niesamowite przezycie. Udalo mi sie tez nabyc bardzo niecodzienna pamiatke, ktora jest replika, naturalnej wielkosci i wagi, nitu pochodzacego z Golden Gate (ciezki kawalek zelastwa).

Kupiłem jeden z takich nitów :)

To bylostatni punkt mojej autorskiej wycieczki po zachodniej czesci USA. Po szybkim sniadaniu i ostatnich zakupach udalismy sie na SFO international airport, gdzie z bolem serca oddalismy zlotego osiolka ktory towarzyszyl nam tak dzielnie przez... UWAGA zagadka calego tripu 2013 rok (do wygrania swietna pamiatka z route 66) ... Ile pokonalismy mil ???

Dla ułatwienia zagadki, zdjęcie osiołka po przebyciu całej trasy

Po nieco klopotliwej odprawie (tradycyjnie nie udalo nam sie zmiescic w limicie bagazowym), udalismy sie do terminala, a nastepnie do jedynego, cudownego i niesamowitego Airbusa 380. Gdybyscie wiedzieli, ile razy sledzilem na flightradar lot tej pieknosci, uzalibyscie mnie za dziwaka. Ale patrzac obiektywnie, samolot jestniezwykle nowoczesny i wygodny. Miejsca znacznie wiecej (ocenIam klase ekonomiczna)niz w 747. A juz hitem jest podglad na samolot z 4 roznych kamer, ktore mozecie obserwowac na zaglowkach foteli. Okno jest mi juz niepotrzebne, a start samolotu ogladany z kamery na tylniej lotce zapiera dech w piersiach.

I tym pieknym patetycznym akcentem zakoncze dzisiejszy odcinek. Bedzie jeszcze bez pozegnan, podziekowan i podsumowan, te przeczytacie za kilka dni. Uzupelnie tez braki w zdjeciach, i w ciagu kilku tygodni zmontuje teledysk z calej wizyty oraz wrzuce videorelacje.

 See You Later USA ...

Sledzcie bloga, i pamietajcie, ze pomimo, iz odwiedzilem juz 19 roznych Stanow USA, na tym nie zakoncze... Do uslyszenia...

wtorek, 2 lipca 2013

Shopping time in Cali

I tym sposobem przybylismy do wybrzeza Los Angeles, by po raz kolejny zobaczyc piekna Queen Marry. Jak juz zdazylismy sie przyzwyczaic, poranek nad Oceanem Spokojnym byl bardzo podobny do tego znad Baltyku :) 20 st, lekkie zachmurzenie, i przyjemna bryza.

 Bo nigdy za mało pięknych samochodów

Naszym kolejnym punktem wycieczki samochodowej bylo Malibu (oddalone od Los Angeles o ok godzine jazdy autostrada). Jesli ktos ze znanych osobistosci swiata show biznesu nie posiada domu w Beverly Hills, na pewno posiada takowy w Malibu. Postanowilismy, wiec z mloda zona zobaczyc jak zyje sie pozostalym gwiazdom. Malibu to dosyc mala miejscowosc (ok 40 tys mieszkancow), tuz u wybrzezy Oceanu. Juz na poczatku mielsimy doczynienia z "filmowym swiatem" kiedy to polowa drogi byla wylaczona z uwagi na obecnosc ekipy filmowej...no coz, show biznes rzadzi sie swoimi prawami.
 Pan na zdjęciu nie jest nikim znanym, ale pracuje w branzy filmowej,i zajął pol pasa

Trudno napisac o Malibu cos obiektywnego, to miasteczko jest niezwykle urokliwe, ze wzgledu na polozenie, a obecnosc setek willi (z ulicy widac jedynie okazale bramy wjazdowe) tylko poprawia ten wizerunek. Wg. Mojego przewodnika w calyc Stanach, najlatwiej spotkac gwiazdy w supermarkecie w Malibu. My zatrzymalismy sie tylko w McDonalds, a tam pewnie gwiazdy sie nie stoluja.
Po wizycie w najbardziej znanej restauracji na swiecie, postanowilismy jeszcze zobaczyc jak to jest byc na plazy w Malibu. Tam odbylismy mala sesje z budka ratownikow (wiecie, dam kiedys bylem amerykanskim ratownikiem) i udalismy sie na najwazniejszy (wg Kasi punkt dnia, czyli na tytulowe zakupy).

Wille w Malibu

Na nasze najwieksze zakupy wybralismy Outlet w Camarillo (2 h od Los Angeles). Wybor byl dosyc przypadkowy, gdyz sklep (ale to glupio brzmi w stosunku do tego co zastalismy) znajdowal sie w drodze do San Francisco, przy samej autostradzie, i posiadal marki ktore nas interesowaly.
Na miejscu okazalo sie, ze trafilismy do zakupowego raju. Setka najlepszych amerykanskich marek w baaardzo atrakcyjnych cenach. Niestety troche mnie to kosztowalo, ale wiem ze kazdy dolar wydany na oryginalna amerykanska odziez jest tego warty. Ubrania sa znacznie lepszej jakosci, i rzadko kiedy znajdziecie druga taka sztuke w Polsce :)

Wasz nowy Micz Biukanon :)

Po tych obfitych zakupach udalimsy sie na pozegnalnego steka do naszego ulubionego Outback steak house. Jest to australiska siec restauracji z naprawde dobrym jedzeniem. Nasz wybor padl na steki, gdyz, co innego jest rownie amerykanskie :)

Do San Francisco przybylismy ok 1 w nocy i udalismy sie na zasluzony odpoczynek...to nasz ostatni nocleg w USA.

poniedziałek, 1 lipca 2013

Last day Cruizin...

...obudzic sie gdzies daleko od ladu ma srodku Oceanu Spokojnego. Dzien nosil nazwe "Fun day at see", i bardzo mocno nastawilismy sie na opalanie na pokladzie naszego Titanica. Niestety kaprysny ocean uznal, ze slonca nam juz wystarczy. Nie mam szczescia do opalania w Stanach, podczas pierwszego rejsu plynalem tuz po huraganie, co skutkowalo wzburzonym morzem i zachmurzonym niebem (poza ostatnim dniem). Dwa lata temu mialem w planach opalanie na Florydzie, niestety trafilem na pore deszczowa. Deszcz zaczal sie na Florydzie i skonczyl dokladnie w momencie jej opuszczenia. Nie myslcie, ze zmarzlem, temperatura byla zawsze w okolicach 30st,(dzis jest 25) ale brak slonca byl i jest irytujacy.

Niespodziewany gość w naszej kajucie


Na szczescie na pokladzie mamy swietne mojito, ktore znacznie poprawilo nam humory. A jak sie okazalo wieczorem, nawet i przez chmurki slonce opala na oceanie dosyc intensywnie. 

Wieczorem udalem sie samotnie (Kasi nie sluzylo kolysanie sie statku) na wieczorne show taneczne, i spektakl komediowy.

To byla nasza ostatnia noc na statku Carnival Inspiration, jutrzejszy dzien mial byc naszym ostatnim w USA...


niedziela, 30 czerwca 2013

Second Cruise Day (Mexico)

To byl moj pierwszy dzien bez prowadzenia samochodu, czulem sie troche nieswojo, nie majac wplywu na to gdzie znajde sie o poranku.


Nasza skromna kajuta

A poranek przywital nas w miescie Ensenada w Meksyku (blisko granicyz USA). Po obfitym sniadaniu postanowilismy postawic stope na obcej ziemi, i niczym Krzysztof Kolumb przed 6 wiekami zwiedzic to miejsce zamieszkale przez ludzi o dziwnej karnacji skory. Razem z Kasia mielismy odmienne wizje Meksyku. Ja po licznych filmach i lekturze ksiazki o granicy meksyk-usa wiedzialem, ze czeka nas "drugi egipt", Kasia liczyla na Ameryke w wakacyjnym wydaniu. Niestety to ja bylem blizej. Pierwsze co rzuca sie w Meksyku to bieda. To tak jakby przed 30 latami przejechac sie z Danii do Polski. Teraz lepiej zrozumielismy determinacje ludzi w Sombrerach, ktorzy skacza przez slynny plot do USA.


Uczestnicy wyprawy w sombrerach, teraz szukamy muru

Podobal mi sie natomiast klimat malego meksykanskiego miasteczka, gdzie od knajpki do knajpki krazyli (nieco namolni) el mariachi. Wokolo slychac bylo hiszpanskie dyskusje, a na ulicy ludzie sprzedawali bardzo egzotyczne pamiatki (meksykanie maja dziwne wyczucie gustu). Hitem dnia byla dla mnie wizyta w meksykanskim pubie i "degustacja" margherity (najlepsza w moim zyciu) tequilli i meksykanskiego piwa.

Chillout w knajpce


Po tym odpoczynku Meksyk od razu nabral kolorow i troszke szkoda bylo nam go opuszczac.

Tym pojazdem przemkniemy przez pustynna granice


Na szczescie wpadlem na genialny pomysl zabrania go do Polski (nie nie wzialem malego meksykanina ktory bedzie myl mi auto i sprzatal dom), ale zakupilem 4 stylowe naczynia do degustacji Tequilli na ktora zapraszam juz teraz wiernych czytelnikow ( nie wszyscy na raz :).

Adios Amigos

Ostatnio o tym ńie wspominalem, ale na statku po 5 pm (zreszta caly dzien wlasciwie) wiele sie dzieje. Sa tutaj niesamowite przedstawienia, gry, zabawy, tance, rozgrywki sportowe, comedy show, wystawy prezentacje, sesje foto,itd. I bardzo aktywnie wykorzystujemy wszystkie te atrakcje.

Tak wiec dzien uplynal nam na wieczornych rozrywkach by kolejnego dnia...

sobota, 29 czerwca 2013

First Cruise Day + Mulholland drive

Jak juz zapewne zdazyliscie zauwazyc, wystapila pewna przerwa w mojej radosnej tworczosci. Spowodowana jest ona zaporowa cena , za dostep do internetu...1,8 zl za MINUTE, to delikatna przesada. Ale ma to tez dobre strony, 4-dniowy odwyk zdecydowanie dobrze mi zrobi, poczuje sie jak ludzie przed epoki :p
LAPD

Dzis bedzie wiec o pierwszym dniu na pokladzie naszego malego Titanica, ale zanim do tego przejdziemy, pozwolcie ze poprawie wam troche wrazenie po ostatniej relacji z LA.

Dzien rozpoczelismy dosyc leniwie, na szczescie o 8 30 czekalo na nas calkiem niezle motelowe sniadanie. Razem z Kasia poczulismy ogromna ochote odwiedzenia Beverly Hills, czyli noclegowni gwiazd i bardzo bogatych ludzi. Dotrzec tam to nie lada wyzwanie, samo BH to dzielnica polozona na ogromnym zboczu gory wiec problemunie ma, ale jak do diaska znalezc tam cos godnego uwagi (czyt. Ogromne posiadlosci gwiazd). Krazylismy sobie po waskich i kretych uliczkach, wkurzajac mieszkancow, ktorym przybyl jeden pojazd do ogromnych korkow ktore tam panuja. I tak juz lekko zrezygnowany kolejnym niepowodzeniem, zauwazylem nazwe kolejnej ulicy... Mulholland dr...cos mi to mowilo:) jak sie pozniej okazalo Mulholland dr to najdluzsza i najbardziej reprezentatywna ulica w Beverly Hills...
Widok ze wzgórza Beverly Hills (LA zasłania smog)


Uwaga konkurs (przedostatni i dosyc trudny)...kto wymieni najwiecej gwiazd ktore mieszkaja przy Mulholland Dr ( zweryfikuje to po powrocie).


 Piękna willa w Beverly Hills

...droga calkiem przyjemna, kreta (przypomina troche mniej ekstaramlna wersje route 66 do Oatman), od czasu do czasu widac ogromne rezydencje, z bajecznymi widokami na cale LA. Niestety wiekszosc domow, to od strony ulicy jedynie ogromne bramy wjazdowe otoczone zielenia. Wspolczuje troche bajecznie bogatym wlascicielom posesji przy Mulholand, w ciagu dnia droga jada tysiace turystow (zazwyczaj w specjalnych busach wycieczkowych), a noca jest tam piekny punkt widokowy z panorama La, wiec i wtedy gapiow nie brakuje. Oczywiscie na punkcie widokowym nie moglo zabraknac nas i zdjec, ale spotkala nas tez mila niespodzianka. Zaparkowalismy osiolka ma poboczu (brak miejsc na parkingu) a za naszym przykladem poszla para z Anglii, tez Chevroletem, tyle ze Camaro :) byli oni na tyle uprzejmi, ze widac nasze zainteresowanie ich samochodem, pozwolili nam na krotka sesje zdjeciowa w ich czarnym potworze :) za dwa lata wynajmuje Dodga Chargera :)

Camaro (dzięki uprzejmości Brytyjczyków z Oxford)

Czas w Beverly Hills byl bardzo miły i odczarowal troszke kiepskie wrazenie, ale dochodzila 12 i uznalismy, ze czas troche odpoczac od zlotego osiolka i udac sie na wyczekiwany odpoczynek na statku.

Godny następca mojej 407

W porcie kolejne mile zaskoczenie...jedyna, autentyczna , oryginalna Queen Mary I ( teraz plywa jej nowa wersja), zacumowana na stale w porcie Los Angeles (ciekawe dlaczego najwiekszy brytyjski klejnot morz i oceanow zostal tutaj)... Zapiera dech w piersiach.

Wejście na pokład Carnival Inspiration

Nasz Carnival Inspiration stal tuz obok, nieco krotszy, ale znacznie wyzszy (to niestety najmniejszy statek tego armatora). Niech was nie zwiedzie informacja w nawiasie, statek posiada 12 pieter, kilkanasie wind, 8 restauracji, baseny, zjezdzalnie, silownie, dyskoteke, kasyno, sklepy, spa, teatr, kilka pubow i kawiarni, i wiele wiecej :)

Nasza kajuta znadowala sie na 4 pokladzie, i byla najnizej polozona z wszystkich dostepnych dla podroznych. Nie myslcie, ze chcialem plynac niczym Leo w Titanicu, zadecydowaly dwa cynniki...cena (ale jeszcze do przezycia) i wazniejsze...na dole tak nie odczywa sie kolysania.

Kajuta calkiem przyjemna, wyposazona w lazienke z prysznicem, tv, kilmatyzacje, dwie busole, i baardzo wygodne lozko:) Razem uznalismy, ze przebija wszystkie pokoje motelowe za wyjatkiem ekskluzywnego hotelu w Vegas.

Wyplywajac z pieknego portu w LA towarzyszyly nam delfiny...cdn...

piątek, 28 czerwca 2013

Back to Cali

Po praktycznie nieprzespanej nocy czekala nas przedostatnia czesc naszej drogowej wyprawy ... Los Angeles, czyli Miasto Aniolow. I jak to sie juz zlozylo podczas naszej wyprawy, dzien byl znacznie mniej emocjonujacy niz poprzedni, co nie oznacza, ze nudny. Oto relacja z Hollywood:

Hollywood sign (niepodświetlany w nocy)


Z Vegas wyjechalismy gdzies ok 10 am. Musze sie wam przyznac, ze poczatkowo bylem troche niezadowolony z faktu, ze nie bylo nam dane zwiedzic porzadnie tego dziwacznego miasta za dnia. Na szczescie poranek szybko ostudzil moje checi. Na zewnatrz naszego gigantycznego hotelu panowal najprawdziwszy upal. 111 st F bylo wyrownaniem temperatury z Phoenix, ale znacznie gorzej znosilo sie ta temperature, na srodku pustyni. Ledwo dotarlem pieszo do slynnego znaku oznaczajacego wjazd do Vegas. 
Troszeczke te ukrop zrekompensowal nam widok monumelntalnych kasyn przy wyjezdzie z miasta hazardu. Piekne, lsniace i ogromne wiezowce na srodku pustkowia robia ogromne wrazenie.

Droga do LA byla chyba najbardziej nudna szosa na jakiej przyszlo nam jechac. Dookola pustynia, i 3 pasmowa autostrada, prosta jak drut, a wokolo sama pustynia. Na szczescie po 4 h bylismy juz w sercu Los Angeles.

Monstrualne korki w LA

Musicie wiedziec, ze o tym miescie krazy wiele mitow, glownie filmowych. Jesli jednak zaglebicie sie w relacje z tego miasta, lub opisy innych osob ktore tam byly, to miasto nie nalezy do najfajniejszych w USA. Jest to ogromny moloch, z jeszcze wiekszymi przedmiesciami (ktore kiedys byly niezaleznymi miastami),zamieszkaly glownie przez uzbozsza ludnosc, z duza domieszka krwi meksykanskiej. W miescie na porzadku dziennym sa wojny gangow miedzy dwoma gangami ( moja kuzynka moze sie wykazac i wskazac jakie to gangi, i jakie sa ich charakterystyczne kolory). Ale nie martwcie sie, jak w kazdym miescie, tak i w tym sa lepsze miejsca.
Zaczelismy wiec od reprezentacyjnego Downtown. Byla to bardzo ladna okolica z wysokimi drapacxami chmur, piekny, skwerkiem, stara dzielnica domkow w stylu hiszpanskich osadnikow, oraz pieknym ratuszem. Jak sie pozniej okazalo, w nocy wyglada jeszcze lepiej.

Ratusz w LA

Po tym krotkim zwiedzaniu udalismy sie do naszego przedostatniego motelu, celem regeneracji sil przed zwiedzaniem Hollywood.

Pierwsze co mnie zaskoczylo, to odleglosc Hollywood od centrum. Samochodem to prawie 30 min, co i tak jest niezlym wynikiem biorac pod uwage monstrualne korki LA. Uwaga korki sa calodobowe :) 
Kolejnym zaskoczeniem byl slynny Hollywod blvr. Faktycznie sa tutaj slynne gwiazdy wmurowane w chodnik, ale jest ich taka ilosc, iz nie sposob kazda nawet przeczytac. Sam chodnik ma kilka kilometrow dlugosci (ktos wie ile ?) i jesli liczycie, ze zrobicie sobie zdjecie z wymarzona gwiazda ... Troche sie naszukacie. My nastawilismy sie na kumpla z mojej poprzedniej wizyty w USA (dla tych co nie czytali, spotkalem Al'a Pacino) i Kasi ulubienca Richarda Geera. W zamian za to znalezlismy 70% nazwisk nam nie znanych.

Mr Operator

Musze przyznac, ze sam bulwar tez nie zachwyca. Fakt, jest krotki odcinek ok 300 m przy slynnym Kodak Theatre (po bankructwie Kodaka, nazywa sie Dolby Theatre) gdzie tetni zycie, ale posostale przecznice to tandetne sklepy z pamiatkami, i jak ma USA dosyc niezadbana okolica. Troche nas to rozczarowalo, chociaz zdarzaly sie perelki w postaci pieknych, starych kin.
Sytuacje na szczescie uratowal Hooters :) w moim ulubionym barze, zjedlismy z Kasia wspaniala kolacje, z moim ukochanym Key Lime Pie, popijajac Bud Lightem, i od razu swiat wydal sie piekniejszy. Dodatkowo udalo nam sie nabyc prawdziwy uniform kelnerki z Hooters, i od dzis bede mial ten widok w Polsce na znacznie piekniejszej dziewczynie :)

Wieczorem na bulwarze, nie wiele sie zminienilo, przybylo turystow, i wszelkiego rodzaju sobowtorow Johny Deepa, Travolty czy Spidermana z ktorymi za drobnym napiwkiem mozna bylo zrobic sobie zdjecie. Poniewaz nie ma chyba co liczyc , ze na bulwarze (poza noca rodzania oskarow) pojawi sie ktos znany (wyobrazam sobie te tlumy, spragnione takiej atrakcji), postanowilismy jechac do motelu na regeneracje.

Does it fit into my garage ?

Po drodze male zaskoczenie, slynny napis Hollywood nie jest podswietlony :(

I tak dotarlismy do motelu, gdzie rozpoczelismy przygotowania do naszego rejsu statkiem ku meksykanskiej ziemi.

autor w samej osobie

Dzis o piatkowym poranku, chcemy jeszcze przed rejsem udac sie do Malibu, przejechac przez Beverly Hills i ostatecznie dotrzec na Long Beach, skad o 5 pm odplywa nasz gigantyczny statek. 

Niestety z doswiadczenia wiem, ze internet na statku jest baaardzo drogi, wiec prawdopodobnie na nastepna relacje przyjdzie wam poczekac do poniedzialku/wtorku.
Ja tymczasem pozdrawiam i zycze rownie udanego co nasz, weekendu.

Spirit of Route 66 and fun in Vegas

Sa czasem takie dni podczas kazdych wakacji, kiedy chcecie aby czas sie dla was zatrzymal. Sa to dni podczas ktorych, zastanawiacie sie czy aby nie marnujecie wlasnie niepotrzebnie czasu ma jedzenieodpoczynek, etc. Sa to wreszcie dni, kiedy pomimo zmeczenia, walczycie aby nie zasnac, bo ten dzien jest tylko jeden. Przezylem cos takiego wczoraj, tj w srode...ale od poczatku...

 Piekny obrazek z route 66, gdzieś w środku niczego

Udalo nam sie z piekna zona wstac stosunkowo wczesnie i zalapac sie na skromne motelowe sniadanie w Albaquerque NM. Dzieki temu, wyjechalismy zatankowanym autem, zaopatrzeni w slodycze i napoje, juz ok godz 10. Kilka pierwszych mil bylo zwyczajnych (ok 60 mil do Sellingman), tam wedlug planu zjechalem z autostrady i wjechalem na najdluzszy, nieprzerwany i najlepiej zachowany odcinek route 66 w USA. Juz w Sellingman zaczelo sie robic ciekawie. Miasteczko wygladalo jakby czas zatrzymal sie tutaj 60 lat temu. Na drodze stare Cadillacki, Dodge i Fordy, wokol opuszczone (lub przeksztalcone w atrakcje turystyczne) stacje benzynowe, motele i restauracje. Chcoiaz tracilo lekko komercja, a wokol bylo dosyc sporo turystow, to kilmat byl niezapomniany. Po obowiazkowych zdjeciach postanowlismy ruszyc dalej. Przed nami ok 80 mil autentycznej Route 66.

Cadillac Elvisa w Selingman

Co moge powiedziec o tym odcinku? Pierwsze 20 mil to nieustanne wow...krajobraz po prostu zwala z nog, dodatkowo ruch niewielki co potegije wrazenie bezkresu ameryki. Kolejne 30 mil bylo juz nieco...mhm...przewidywalne, ale nagle po naszej prawej stronie zauwazylismy niepozorna stacje benzynowa z warsztatem. Bingo !!!

Nasze eldorado drogi 66

Musicie wiedziec, ze turysci zazwyczaj zjezdzaja do Sellingman, po czym zawracja na autostrade. Jest szybciej i odrobine krocej. Jesli chodzi o 66, to za Sellingman juz nic nie przypomina nam o tym ze mamy 2013 a nie 1956. Stacja o ktorej wspomnialem, to moim zdaniem najlepsza atrakcja calej 66 od chicago az do LA. Wszystkie obiekty tam sa w pelni autentyczne. A znajdziemy w srodku...stare tablice, modele samochodow, plyty gramofonowe, plakaty, zabawki, automaty...i moglbym tak wymieniac. Dodatkowo wszystko ma swoja cene (to usa w koncu). Ale to jeszcze nic, wokol stacji jest istne cmetarzysko straych samochodow. Wszystkie wygladaja tak, jak je zostawiono. Tworzy to niesamowity klimat. Poza Corvetta z lat 60 wszystko jest nieodrestaurowane i na sprzedaz...dla mnie byl to raj.

Corvetta z opisu


A zeby bylo jeszcze piekniej, zadnego muzeum, "nie dotykac", biletow wstepu, itd. Mozna bylo wsiasc do starego Forda Pickupa z 60' i zrobic sobie zdjecie. Dla mnie atrakcja #1 calego wyjazdu.

Nowy nabytek w naszej firmie, okazyjna cena, muszę odliczyć VAT

Kiedy wrocilismy na autostrade, i wydawlao sie, ze pieknej byc juz nie moze, spontanicznie zadecydowalismy, ze pojedziemy jeszcze 30 mil route 66 do miasteczka Oatman gdzies na pustyni w Arizonie. Pomysl wydawal sie glupi, ale ja czulem jeszcze niedosyt i mialem wrazenie, ze route 66 ma dla mnie jeszcze jakas niespodzianke.

Nie mylilem sie. Pierwsza zmiana byla totalna zmiana otoczenia. Ok, bylismy juz wczesniej na pustkowiu, ale zawsze towarzyszyly nam jakies rosliny. Nagle wszystko zniklo, droga zrobila sie plaska jak stol, a wokol nas zadnej zywej duszy w zasiegu wzroku. Klimatu dodaly krazace nad droga sepy.

Oryginalny sęp (Kasia go ustrzeliła)

I gdy juz sie wydawalo, ze do Oatman czeka nas 30 min bez skrecania kierownicy, okazalo sie ze do pokonania mamy ogromna gore, a zeby bylo ciekawej pokonamy ja wjezdzajac na nia droga tak kreta, ze na lukach prawie zawracalo sie auto. Klimatu dodal brak jakiejkolwiek barierki, pobocza, czy nawet lini odgradzajaca waska (dwukierunkowa) droga od przepasci skalnej. Tego sie nie da opisac, ale widoki wynagradzaly adrenaline.
Dla mnie po takich pozytywnych emocjach, Oatman mogloby byc nic nie wartym miastem, okazało sie jednak inaczej.

Kręta droga 66

Oatman to najprawdziwsze, autentyczne , miasto rodem z dzikiego zachodu. Jedna ulica, wokol ktorej stoja drewniane domy (saloon, wiezienie, poczta, hotle, itd). Miasteczko zostalo wybudowane podczas goraczki zlota, i opuszczone zaraz po niej. Z racji tego ze na pustyni w Arizonie, nie znajdziecie zbyt wielu ludzkich osad, ktos pomyslal ze mozna poprowadzic  tam route 66. Tak miasteczko odzylo, stanowiac odpoczynek dla podrozujacych, nie zmieniajac przy tym westernowego klimatu. I tak zakonserwowane, istnieje sobie do dzis na pustyni. Dodam jeszcze, ze znane jest z tego, iz po glownej (i jedynej ulicy) wolno chodzi kilkanascie osiolkow (ktore maja oczywiscie pierwszenstwo) i moga uparcie zablokowac ruch na kwadrans :)

Wierny klon Chevy Captivy

Jak widzicie dzien byl az nadto obfity w niespodziewane atrakcje, a przed nami bylo jeszcze slynne Las Vegas.

Do Vegas przybylismy ok 3 pm robiac od razu male zakupy. Wczesniej zwiedzilismy jeszcze najwieksza w Stanach tame - Hoovera (imponujaca budowla). Aby ostatecznie ok 20 wjechac do centrum stolicy hazardu- Vegas.

O Vegas trudno cos powiedziec, gdyz kazdy z was zapewne widzial to miasto juz nie raz w tv. Na zywo ta mieszanka przepychu, kiczu i fantazji robi jeszcze wieksze wrazenie. Hotele mozna by zwiedzac caly dzien. Fajne jest to, ze mozna wchodzic do najwiekszych kasyn swiata, zupelnie za darmo, i grac nawet za 1$. Kasyna przescigaja sie w przyciagniu graczy. Jedno przypomina Egipt, ze Sfinksem naturalnych rozmiarow, i przeszklona piramida (rozmiarow Gizy), inny dokladnie odwzorowal budowle Nowego Jorku (brooklyn bridge, statula wolnosci, a nawet empire state building). Dodatkowo w Kasynach znajdziecie butiki Luis Viton, Gucci, czy Prady. I z taka otwarta buzia musicie zwiedzac cale Vegas, bo miasto wywoluje wielkie WOW.

No comment

No dobra powiecie, fajnie, ale sam pewnie spales w sieciowym motelu gdzies na obrzezach za 100$/noc. Ja tez myslalem , ze tak bedzie. Zarezerwowale, sobie pokoj w hotelu "Sam's" za  rekordowe 30$/noc. Cena mnie troche przerazala, bo najbardziej obskurne motele kosztuje za dwie osoby 40$. Jakie bylo nasze zdziwienie, kiedy okazalo sie, ze "Sams" to najwiekszy w okolicy kompleks kasyno-hotel, oddalony od centrum jakies 15 min. Hotel posiadal wlasne miasto (pod szklana kopula) wysokie na 10 pieter, z dzungla, wodospadem, kinem, basenem, i kilkudziesiecioma restauracjami. Dodatkowo na terenie kompleksu znajdowalo sie kilka tysiecy maszyn do grania (w ktorych zarobilem 100 zl po 15 min gry). Dodatkowo pokoj przypominal raczej apartament niz pokoj za 80 zl :)

Tak to zdjęcie naszego hotelu za 70 zł/noc/2 osoby

Jak widzicie to byl dlugi dzien i krotka noc. Moge z cala pewnoscia stwierdzic, ze byl to najlepszy dzien jaki spedzilem w USA, a troche ich spedzilem. Kladac sie do lozka jeszcze dlugo nie moglem ochlonac, a w glowie szumialy mi piosenki z naszej ulubionej stacji country ("higway") na tle zachodzacego slonca nad Route 66 i mysl... Jeszcze tu kiedys wroce

Dobranoc

środa, 26 czerwca 2013

Sunset at the greatest...

Jakos sie tak zlozylo podczas tej wyprawy, ze po dniu nieco przesyconym atrakcjami, przychodzi dzien podczas ktorego wiecej czasu spedzamy w samochodzie i na wszystkie atrakcje starcza nam czasu :)

...i znowu w Arizonie


Dzien zaczal sie leniwie, od motelowego sniadanka, i mocnego postanowienia, ze na godzine 1 pm meldujemy sie w Flagstaff, i tam robimy male, elektroniczne zakupy. Niestety jak to zazwyczaj bywa podczas wakacji, czas plynie zbyt szybko. Mielismy kilka przystankow (jedzenie, paliwo, itd) i w miejscu docelowym pojawilismy sie 2 godziny po czasie (jak sie pozniej okazalo, mialo to dla nas ogromny plus).

Po nie do konca udanych zakupach (postanowilismy nadrobic to w Vegas, o ile nie wydamy wszystkiego w kasynie), pedem udalismy sie do atrakcji dnia (jesli nie calej wycieczki), czyli Wielkiego Kanionu.

Droga do Wielkiego Kanionu

Juz sama droga z Flagstaff do kanionu byla bardzo ciekawa. Dookola pustynie i bardzo goracy klimat, a w promieniu 40mil wokol Flagstaff znosny klimat i lasy iglaste. Do Kanionu prowadza stad dwie drogi, jedna wprost na polnoc, druga troche na zachod, a nastepnie na polnoc. Spontanicznie zadecydowalem, ze pojedziemy ta dluzsza, a zakonczymy krotsza, czyli zrobimy petle, ktorej 1/4 bedzie przebiegala idealnie wzdluz Kanionu (kolejna trafiona decyzja). Dodam jeszcze, ze za komfort podrozy samochodem po Kanionie trzeba zaplacic 25$. Drogo ? No coz...ameryka rzadzi sie pieniadzem. Zawsze mozna przejsc pieszo ok 10 mil i zaoszczedzic 80 zl, lub pojechac na wojne walczyc z terrorem, i wjechac jako weteran za darmo :)

...i oto jest...ten wielki (zdjęcia tego nie oddają)

O Kanionie trudno napisac cos czego juz nie wiecie. Jest oczywiscie wielkie "wow", potem "och" i "ach". Nastepnie zaczyna sie poszukiwanie idealnej miejscowki do epickiego zdjecia (polecam przejsc 10 min w bok, gdzie bez zadnych zabezpieczen mozna miec legendarne zdjecie). My z Kasia zdecydowalismy sie na "ekstramalny" 10 min spacer z jednego punktu widokowego do kolejnego (na mapie funkcjonuje jako "easy" and ready for handicaped). Musze powiedziec, ze po 10 minutach i oswojeniu sie z widokiem, robi sie troszke nudno. Na sczescie amerykanie bardzo fajnie oswoili rejon kanionu i zorganizowali mnostwo swietnych szlakow rowerowych i pieszych. To fajna alternatywa dla osob lubiacych spacery po gorach. Kazdy spacer i wycieczka jest uhonorowana pieknym widokiem, gdzie nie ma juz tylu turystow co przy parkingach.

...a oto zdjęcie całego wyjazdu (miałem dobrego fotografa)

No dobrze, ale co z tymi naszymi dobrymi decyzjami ? Chodzi o to, ze poprzez nasze lenistwo, do parku dotarlismy gdzies ok 5 pm. Zdjecia i spacer zabraly nam 2 h, a w planach byl jeszcze kolejny pkt widokowy oddalony 30 min jazdy samochodem.

Gdy juz dotarlismy na miejsce, okazalo sie, ze trafilismy do najlepszego miejsca w calej dolinie do ogladania zachodu slonca, ktory mial nastapic za kwadrans. To sie nazywa szczescie, prawda ? Jest wiec kolejna epicka fotka, i poczucie, ze widzialo sie jeden z najpiekniejszych zachodow slonca na swiecie.

Epicki zachód słońca

Dzien postanowilem zakonczyc z "przytupem" i pokazac co amerykanie widza w slynnych stekach. Mila kolacja z kilkoma uncjami swietnego miesa, sprawila, ze rozpromienielismy. Wiadomo...glodny Polak, zly Polak :)

Dzisiejszy nocleg spedzamy we Flagstaff, w calkiem milym motelu Budget Inn, ale ja juz zyje jutrem. Bo jutro czeka nas atrakcja bardzo bliska memu sercu ... Route 66 w wydaniu pustynnym.

Do zobaczenia na trasie.

Ps. Wiem, ze mam znowu opoznienie w zdjeciach, ale nie kupilismy laptopow, a Kasi odmawia posluszenstwa. Nadrobie to, dlatego sledzcie od czasu do czasu poprzednie wpisy.

wtorek, 25 czerwca 2013

Kowboje i Indianie

Nie wszyscy pewnie wiedza, ale w stolicy USA jest przepis budowlany, ktory nie pozwala stawiac budynkow wyzszych od Kapitolu. W Santa Fe jest przepis ktory nie pozwala stawiac budynkow innych niz stylizowane na stare indianskie gliniane chaty. To fakt. Dodam jeszcze, ze mieszka tam ok 50 tys ludzi.

Przykład pięknej architektury Santa Fe


I nam wlasnie udalo sie odwiedzic Santa Fe. 

Zaczne moze od tego, ze nigdy nie zaintersowalbym sie to miescinka, gdyby nie ksiazka pani Warakomskiej, "droga 66". Autorka udala sie w wyprawe slynna droga 66 (napisze o niej pojutrze) a jednym z miast ktore odwiedzila bylo Santa Fe (defacto odsuniete od route 66 o kilkadziesiat mil).

Miasto robi piorunujace wrazenie. Nie dosc, ze posiada przepiekne krajobrazy gdzie pustynie przechodza w gory skaliste, to jeszcze ta architektura. Myslalem , ze mieszkancy obchodza w jakis sposb, ten przepis budowalny. Bardzo sie mylilem, skoro nawet McDonalds wyglada jak rodem wyciagnieta z indianskiej wioski budowla. Wszystko to razem...WOW.

Piękne centrum Santa Fe

Santa Fe to spora atrakcja turystyczna, gdyz miasto i okolice sa wciaz zasiedlone przez kilka roznych plemion Indian. Rdzenni mieszkancy skupiaja sie w tzw. pueblach czyli wioskach, gdzie niepokojeni przez turystow moga zyc jak dawniej. Czasy sa jednak takie , ze Indianie posmakowawszy amerykanskiego stylu zycia, sami zapragneli zrealizowac swoj amerykanski sen. Weszli oni w swoistego rodzaju sojusz z kowbojami. Ci pierwsi zajmuja sie produkcja ozdob, rekodziel, prowadza kasyna, wzglednie wykonuja proste prace, w zamian za to kowboje zapewniaja im doplyw turystow, enklawy w postaci puebla (panuja tam zasady okreslone przez plemiona, nie siega tam amerykanskie prawo), i co najwazniejsze $.

Ten sojusz pieknie widac w Santa Fe, gdzie w historycznym centrum mozna kupic oryginalne (chociaz nie zawsze) piuropusze, skorzane paski, czy recznie robiona bizuterie z amnestytow, sprzedawane przez rdzennych Indian (bez podatku). Jesli do tego dolozycie liczne sklepy z kowbojska odzieza i klimatyczne knajpki meksykanskie, otrzymujecie calkiem przyjemna dawke ameryki. Zakochalismy sie w tej mieszance, chociaz zakupy kosztowaly kilka $ :)

Niektorych zainteresuje tez fakt, ze Santa Fe , to po Aspen druga najpopularniejsza baza narciarska.

Po znacznie przekraczajacym plan zwiedzaniu i zakupach, udalismy sie jeszcze do Taos, gdzie znajduje sie najwieksza wioska Indian. Niestety indianie byli nie zbyt goscinni i z niewiadomych przyczyn zamkneli bramy miasta (niezbyt jednak pieknego).

Zamknięte bramy Puebla Taos

Jak widzicie dzien obfitowal w niesamowite atrakcje, a ja dla postawienia wisienki na torcie, namowilem Kasie do nocnego zwiedzania Starego Miasta Albuquerque. 
W samym centrum znajduje sie tam piekny kosciol pamietajacy czasy hiszpanskich kolonizatorow, i podobne jak w Santa Fe zabudowania. Po krotkiej sesji fotograficznej i degustacji wybornego "lokalnego" Bud Lighta, leze wlasnie na King Size Bed i juz zacieram rece myslac o jutrzejszej atrakcji, ktora bedzie... Wielki Kanion !!!

Nowy Meksyk się pali

Na dzis to tyle, z goracego Nowego Meksyku mowil do was wasz wirtualny przewodnik po USA ktorej nie znacie :)

Dworzec kolejowy w Santa Fe

Pokonani przez Phoenix...

Tytul moze troche na wyrost, ale od poczatku...

Do Phoenix w stanie Arizona dotarlismy gdzies tak kolo polnocy. Tym razem motel uprzednio zarezerwowalismy (szukanie noclegu po przyjezdzie do miasta, w srodku nocy,nie nalezy do atrakcji), na szczescie booking.com pozwala znalezc fajny nocleg, nawet kilka godzin przed przybyciem (znowu brzmi jak reklama, ale to naprawde fajny wynalazek)

Welcome to Arizona


Poniewaz byla niedziela postanowilem pokazac Kasi jak wygladaja msze (a wlasciwie ceremonie,taka jest fachowa nazwa) w USA. Po raz kolejny sie nie zawiodlem. Odwiedzilismy kosciol metodystow, gdzie powitano nas niezwykle serdecznie, i pozwolono uczestniczyc w tym wydarzeniu. Bylo rewelacyjnie, mnostwo spiewania, cieplych powitan (zostalismy "oficjalnie przedstawieni"), do tego ciekawe kazanie, a na koniec upominki i krotka pogawedka z przemilymi ludzmi. To niesamowicie serdeczni ludzie, zupelnie bezinteresowni,a my przy okazji czulismy sie jak gwiazdy :)
Musicie tez wiedziec, ze podczas pobytu w USA ludzie sami nas zagaduja, i bardzo czesto interesuje ich nasza podroz oraz pochodzenie. Caly czas spotykamy sie z niezwykla uprzejmoscia i zainteresowaniem. To naprawde wyjatkowe.

Kolejnym punktem programu bylo zwiedzanie Phoenix. Niestety miasto nie obfituje w atrakcje turystyczne, a do tego skwar i 112 st F sprawilo, ze nasze "zwiedzanie" trwalo kwadrans.

Idealny Kaktus

W zamian za to udalismy sie do ogrodu botanicznego, gdzie w naturalnym srodowisku skal, i pustyni rosly sobie przepiekne kaktusy. W zasadzie to taki "ogrod botaniczny" mijalismy przez 200 km autostrady w Arizonie, ale tutaj byly specjalne parkingi i "oazy zieleni" z rybkami i palmami. Bylatez slynna skala, tzw Hole in the Rock. Niestety i tutaj zwiedzanie ograniczalo sie do minimum.

Hole in the Rock

Naszym kolejnym celem bylo Santa Fe z noclegiem w Albuquerque, Nowy Meksyk, niestety dzielilo nas od niego ok 8h jazdy. Wyruszylismy stosunkowo wczesnie, bo ok 4 pm, niestety po drodze bylo ogromne centrum handlowe z przeceniona odzieza, i tak do celu dotarlismy ok 2 w nocy (okazalo sie , ze jest 3, gdyz zapomnielismy przesunac zegarkow :)

American Dream


Po krotkim snie mial przyjsc jeden z najciekawszych (Kasi zdaniem) dni naszej podrozy...ale o tym napisze za kilka godzin...

PS. Trudno mi wgrywac zdjecia, jesli nie mam czasu pisac nawet bloga (jest jednodniowe opoznienie). Dla was pojutrze, dla mnie jutro, spimy we Flagstaff AZ, tam powalcze o conajmniej 5 zdjec do kazdego posta

PPS. Pan Michal za piekna odpowiedz wygrywa gadzet z Californii :)
Kolejna zagadka...dlaczego Indianie nie lubia gdy robi sie im zdjecia ? :)